Zainteresowanie mediów, przeżycie wielkiej przygody i wspomnienia na całe życie. Z Koszalina na Narodowy

Piotr Stołowski dwa lata temu postanowił wystartować z chłopakami z Koszalina w Turnieju. Wiedział, że ma mocny rocznik 2006 i w połączeniu z utalentowanymi zawodnikami młodszymi – mogą powalczyć w kategorii U-12 o awans na Finały Ogólnopolskie. Nie spodziewali się jednak, że ich przygoda zakończy się na samym Stadionie Narodowym, a do domu będą wracać z pucharem za zwycięstwo!

Zainteresowanie mediów, przeżycie wielkiej przygody i wspomnienia na całe życie. Z Koszalina na Narodowy

Ze Stołowskim rozmawialiśmy jeszcze przed tym, jak dowiedzieliśmy się, że XXI edycja Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” została odwołana. W tym roku przygody chłopaków z Koszalina nie będzie niestety dane powtórzyć ich młodszym kolegom. Z całej Polski.

***

Wziął pan dwa lata temu udział w Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” ze szkołą z Koszalina. To była pana pierwsza styczność z tą inicjatywą?

– Była to moja pierwsza samodzielna styczność z tymi rozgrywkami, bo wcześniej byłem raz na zastępstwie z rocznikiem 2006. Ale tę grupę prowadził inny szkoleniowiec. W Finale Wojewódzkim przegraliśmy wówczas z drużyną ze Szczecina.

Pamięta pan powód, dla którego zgłosiliście się do tego Turnieju?

– Czułem, że mamy dobry rocznik 2006 – szczególnie dwóch zawodników się wyróżniało. Mieliśmy także mocną grupę z młodszego rocznika i wiedziałem, że zbierając tych chłopaków ze sobą, może pojawić się szansa, żeby coś wygrać. Chociaż nie liczyłem, że uda nam się triumfować w całym Turnieju, bardziej liczyłem na to, że uda nam się powalczyć o Finały Ogólnopolskie.

Pana zespół był złożony głównie z chłopaków z rocznika 2006 czy 2007?

– Była to mieszanka dwóch roczników. W wyjściowym składzie grał bramkarz i dwóch zawodników rozgrywających z rocznika 2006 oraz trzech młodszych.

Rozumiem, że na szczeblu powiatowym było łatwo, gładko i przyjemnie?

– Dokładnie.

O awans na Finały Ogólnopolskie walczyliście z Pogonią Szczecin?

– Właśnie nie, bo Pogoń sobie chyba odpuściła tamtą edycję. Wystawili mieszaną drużynę ze Szczecina, w większości byli to zawodnicy klubu Żaki Szczecin.

Więc mieliście trochę łatwiejsze zadanie. 

– Można tak powiedzieć, chociaż mecz z Żakami nie należał do najłatwiejszych.

To z nimi zmierzyliście się w bezpośrednim pojedynku o wyjazd do Warszawy?

– Nie, zmierzyliśmy się z nimi w półfinale i udało nam się wygrać. Z tego, co pamiętam, to pierwsi straciliśmy gola i dopiero w końcówce udało nam się odwrócić losy spotkania. Skończyło się na 2:1 dla nas.

Jechaliście do stolicy z nastawieniem, że może uda się powalczyć o jakąś czołową lokatę?

– Powiem szczerze, że nie myślałem o tym, żeby zwyciężyć w tym Turnieju, tylko stawialiśmy sobie kolejne cele. Najpierw chcieliśmy wygrać pierwszy mecz i awansować do fazy pucharowej. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc gdy znaleźliśmy się w ćwierćfinałach czy półfinałach, myśleliśmy już o tym, żeby wygrać XVIII edycję.

Nie wiedziałem też wcześniej, jak wygląda ten Turniej, na jakim jest poziomie i ciężko było mi wyobrazić sobie, z jakimi rywalami będziemy się zmagać. Pierwszy mecz na Finałach Ogólnopolskich z ekipą z Bydgoszczy był jednym z naszych najtrudniejszych spotkań w całej edycji. Wygraliśmy po bardzo wyrównanym pojedynku, w którym równie dobrze mogliśmy przegrać. Powiedziałem wtedy chłopakom, że jak wszystkie zespoły będą na tym poziomie, to będzie nam naprawdę ciężko.

Musiał pan studzić entuzjazm chłopaków po kolejnych zwycięskich meczach?

– Oni jakoś spokojnie do tego wszystkiego podchodzili. Czuli się pewnie i naprawdę fajnie grali w piłkę. Cieszyli się grą, nie czuli jakieś wewnętrznej presji. Inaczej wyglądało to w samym finale na Stadionie Narodowym, bo tam stres był już duży.

Jak wyglądała wasza droga do wielkiego finału?

– W ćwierćfinałach zmierzyliśmy z Akademią Piłkarską Reissa. Był to również bardzo ciężki pojedynek, zbliżony poziomem trudności do tego z Bydgoszczą. Nie pamiętam już nazwy zespołu, z którym zmierzyliśmy się w półfinałach, ale była to dużo słabsza drużyna. Od początku wysoko prowadziliśmy i zanotowaliśmy gładkie zwycięstwo.

W finale trafiliście na Jedynkę Krasnystaw. Jaki był poziom tego zespołu?

– Kojarzyłem już wcześniej tę ekipę z turnieju Arka Gdynia Cup. Pamiętam, że tam grali w miarę dobrze i wiedziałem, że nie będzie łatwo. Doszli do finału, więc musieli coś sobą prezentować.

Szybko straciliście gola i musieliście gonić wynik. Jak chłopcy zareagowali na tę sytuację?

– Musiałem ich troszkę podnieść na duchu. Mieliśmy odprawę przedmeczową, gdzie wyprzedziłem fakty i uprzedziłem ich, co się może w samym spotkaniu zdarzyć. Powiedziałem chłopakom, że w przypadku, gdy stracimy bramkę, starali się zachować zimną głowę i grać we wcześniej określony sposób. Gra toczy się na małym boisku, wiele się dzieje, może paść wiele goli i strata jednej bramki na pewno nas nie powinna załamać.

Dzieci dziećmi, ale dla pana, prowadzenie zespołu jako trener na Stadionie Narodowym, też musiało być przyjemnym uczuciem?

– Nie czułem jakieś presji, byłem bardziej podekscytowany. Jak już wyszedłem na tę murawę jednak, to powiem szczerze, że lekko się zestresowałem. Na początku meczu zastanawiałem się, co ja tu robię (śmiech).

Wielki stadion, wielkie nazwiska. 

– No właśnie, tu Mateusz Borek coś mówi, Szymon Marciniak gwiżdże i jeszcze wiele znanych postaci na trybunach. Tylko prezydenta chyba nie było na naszym meczu. Na każdego by to podziałało.

Jak wyglądało świętowanie sukcesu po całym Turnieju?

– Wracaliśmy autobusem do domu i w nim panował względny spokój, ale jak dojechaliśmy do Koszalina, to czekali na nas rodzice z fajerwerkami i zimnymi ogniami. Było nam bardzo miło. Dostaliśmy nagrodę prezydenta miasta, mieliśmy sesję zdjęciową.

Media zaczęły się odzywać…

– Pisały do nas różne gazety i media, które chciały się z nami umówić na rozmowy.

Nawet po dwóch latach od tamtych wydarzeń cały czas dzwonią. 

– Dokładnie! (śmiech).

Dlaczego pana zdaniem warto wziąć udział w tym Turnieju?

– Na pewno dla emocji, możliwości przeżycia wielkiej przygody i zachowania wspomnień na całe życie. Warto też wziąć udział w Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” z powodu możliwości promocji zawodników. Mamy chłopaka z tego zespołu, który gra dzisiaj w Lechu Poznań i cały czas powtarza, że to, co przeżył w Warszawie, było niesamowite. Nasze zwycięstwo było bardzo radosną chwilą nie tylko dla nas, ale też dla mieszkańców Koszalina. Po tym Turnieju czterech chłopaków pojechało też na Letnią Akademię Młodych Orłów, ich przygody z piłką nabrały rozpędu.

XVIII edycja była pana jednorazowym epizodem z  Pucharem Tymbarku?

– Nie startowałem w XIX czy XX edycji, ponieważ cały czas jestem odpowiedzialny za ten sam rocznik. Ale jeżeli w przyszłości pojawi się taka możliwość – na pewno jeszcze wystartuję w Turnieju.

ROZMAWIAŁ BARTOSZ LODKO

Fot. Łączy Nas Piłka