„Chcemy utrzymać dzieci jak najdłużej przy sporcie” – Zagłębie Future

Zagłębie Future to nowy projekt akademii KGHM Zagłębia skierowany dla młodych zawodników, którym na pewnym etapie podziękowano, z uwagi na selekcje. Na czym dokładnie polega ten pomysł? Jakie może przynieść korzyści dla piłkarzy i klubu z Lubina? Czy tą drogą można dotrzeć do drużyny seniorów „Miedziowych”? Sprawdziliśmy u samego źródła, czyli osób, które są sprawcami całego zamieszania – Piotra Błauciaka i Krzysztofa Kotlarskiego.

„Chcemy utrzymać dzieci jak najdłużej przy sporcie” – Zagłębie Future

Selekcja to słowo, które może kojarzyć się wielu dzieciom i rodzicom nieprzyjemnie. Na pewnym etapie szkolenia trenerzy akademii muszą pożegnać się z częścią młodych zawodników, z uwagi na to, że inni na tym etapie mają większe umiejętności. Zawodnik, aby mógł się odpowiednio rozwijać, powinien trenować i rywalizować z najlepszymi. Dlatego dochodzi do takich ruchów i najlepsze akademie rezygnują z części swoich zawodników.

Co dzieję się z tymi „odrzuconymi”? Różnie bywa. Jedni kończą swoją przygodę z piłką, drudzy za wszelką cenę chcą pokazać, że decyzja trenerów była pomyłką i dążą do tego, żeby im to udowodnić.

Piłka nożna zna wiele takich przypadków, gdzie zawodnicy byli „odpalani” przez wielkie kluby lub akademie, a później robili kariery. Legia Warszawa miała przecież u siebie Roberta Lewandowskiego. Joao Felix jest wychowankiem akademii FC Porto, ale i jemu na pewnym momencie podziękowano. Tam stwierdzono, że są od niego lepsi i po prostu nie przeszedł kolejnej selekcji. Na tym skorzystała Benfica Lizbona, która wzięła go pod swoje skrzydła, a później sprzedała do Atletico Madryt za 126 milionów euro. Dziś „Smoki” mogą tylko żałować.

Takich historii pewnie znajdziemy wiele, ale tym razem istotą rzeczy są właśnie młodzi chłopcy, którzy odbili się od dużej akademii. Piotr Błauciak i Krzysztof Kotlarski wpadli na pomysł, żeby stworzyć takim zawodnikom jakąś alternatywę. Skoro i tak pochodzą z Lubina czy okolic, dlaczego nie?

Obaj panowie są wychowankami Zagłębia Lubin, trenerami w akademii i na pewnym etapie zostali odrzuceni przez ukochany klub. Te doświadczenia skłoniły ich do tego, by stworzyć Zagłębie Future.

– Prowadzimy zajęcia w Akademii Piłkarskiej „Żaczek”, gdzie przedszkolaczki zaczynają swoją przygodę z piłką, a wraz z wiekiem trafiają do Zagłębia Lubin. Tam trenują przez kilka lat i następnie, tak, jak to bywa w dużych akademiach, dochodzi do dużej selekcji, w której uczestniczą zawodnicy z całej Polski. Często bywało tak, że selekcji nie przechodziły dzieci z Lubina i okolic. Postanowiliśmy, że warto im dać szansę i przedłużyć ich piłkarski żywot. Nie muszą szukać alternatyw poza miastem, tylko mogą trenować nadal w Lubinie. Z perspektywą, że mogą wrócić do Zagłębia – wyjaśnia Kotlarski, pomysłodawca i trener w Zagłębie Future.

– Jestem trenerem w akademii KGHM Zagłębia już od dziewięciu lat. Robimy to dla dzieci związanych z regionem, które  na tę chwilę nie łapią się do grup „miedzianych” w Zagłębiu Lubin. Dajemy im możliwość przedłużenia rozwoju. Zagłębie Future powstało za zgodą prezesa klubu i dyrektora akademii. Uważam, że taki projekt jest bardzo potrzebny nie tylko w Lubinie, ale w wielu miejscach w Polsce – uważa drugi z pomysłodawców Zagłębie Future, a zarazem jego prezes – Piotr Błauciak.

Jak to wygląda w praktyce? Zagłębie Future to oddzielne stowarzyszenie. Działa tak, jak Akademia Piłkarska KGHM Zagłębia. Na tych samych obiektach, z taką samą częstotliwością zajęć. Obecnie są dwie drużyny, które zgłoszono do rozgrywek PZPN-u i rozgrywają już pierwsze spotkania. Mowa o rocznikach 2007 i 2008. Na razie przy tych ekipach pracuje tylko dwóch trenerów.

– Jeżeli chodzi o metodologię szkolenia, bazujemy na tej, którą ma Zagłębie. Na tę chwilę w kategoriach U-13 i U-14 zawodnicy mają po trzy jednostki treningowe. Do tego też jest jeszcze jedna jednostka, którą trener zadaje jako pracę domową. Z kolei w Zagłębiu są cztery jednostki, a w starszych kategoriach wiekowych działa SMS – wyjaśnia prezes szkółki.

Sęk w tym, że treningi niczym się nie różnią od tych w akademii. Na razie mamy mniejsze możliwości, bo mamy tylko dwóch trenerów i każdy ma swoją ekipę. Ale często jest tak, że jest nas dwóch na treningu. Trener Marcin Szmil prowadzi rocznik 2007, a ja pracuję z rocznikiem 2008. Do niedawna pracowaliśmy w akademii Zagłębia Lubin. Zrezygnowaliśmy, aby zająć się projektem Zagłębie Future. Takie też były ustalenia z prezesem zarządu Zagłębia Lubin S.A., Arturem Jankowskim, by działać tak samo. Po to ten projekt jest tworzony. Dzieci są traktowane tak samo, jak zawodnicy akademii Zagłębia – mogą wchodzić za darmo na mecze, korzystają z tych samych boisk, grają też w podobnych koszulkach – dodaje Kotlarski.

Różnica jest taka, że w tym momencie trenowanie w szkółce Zagłębie Future jest droższe, bowiem składka członkowska wynosi 130 złotych. W akademii płaci się 100 złotych. – Utrzymujemy się ze składek członkowskich. Udało nam się pozyskać też dwóch sponsorów, którzy nas wspomogli. Współpracujemy też z samorządami i w przyszłości będziemy starać się o dotacje – zaznacza prezes Zagłębie Future, Piotr Błauciak.

Czy Zagłębie Future to swego rodzaju rezerwy akademii KGHM Zagłębia? – Można tak powiedzieć. Na tym etapie szkolenia akademia Zagłębia miała trzy poziomy zaawansowania grup: miedziana – najlepsza, biała – średnia i zielona – słabsza. My przejęliśmy roczniki 2007 i 2008. Ci zawodnicy byli w grupie białej i już musieli odejść z klubu. W akademii przychodzi taki czas, gdzie rezygnuje się z pozostałych grup, a kontynuuje pracę wyłącznie przy „miedziowej”. Grupa biała to jest zaplecze dla najlepszych zawodników. Mamy nadzieję, że za jakiś czas, jeśli będziemy dobrze pracować  z tymi chłopakami, akademia Zagłębia Lubin zgłosi się po nich i weźmie ich z powrotem do swoich struktur – wyjaśnia Kotlarski.

Skąd w ogóle wzięła się nazwa tego projektu? – Słowo „future” należy interpretować w taki sposób, że jeśli damy szansę zawodnikom, którzy byli nieodkryci za młodu, mogą osiągnąć sukces w przyszłości. Możemy też podać przykłady Jarosława Kubickiego czy Arkadiusza Woźniaka, którzy za młodu nie byli wielkimi talentami, a przebili się do Ekstraklasy i rozegrali w niej mnóstwo meczów. Podejrzewam, że mogliby nie przejść selekcji, która obecnie występuje w akademii Zagłębia. Dzięki temu, że dostali szansę rozwoju – obecnie funkcjonują na wysokim poziomie. Mam nadzieję, że dzieci, które są u nas, przejdą podobną drogę – zaznacza Kotlarski.

W tym momencie są tylko dwie drużyny. A jak to ma wyglądać w przyszłości? I do jakiego wieku chcą prowadzić zajęcia w ramach Zagłębie Future? – Założenie jest takie, żeby pracować z nimi do 18. roku życia. Jednak nie ukrywamy, że chcielibyśmy zawodników, którymi Zagłębie się nie zainteresuje, wprowadzić jak najszybciej do piłki seniorskiej. Aby mogli grać już na poziomie IV czy V ligi. To może im wiele dać. Myślę, że wielu też sobie tam poradzi. Myślę, że za 2-3 lata będą mogli rywalizować na poziomie seniorskim – uważa.

– Mówimy o profesjonalnej piłce, a nikt nie dba o amatorską, która też jest kluczowa. Do profesjonalnej piłki trafiają nieliczni – jedna, dwie osoby z zespołu akademii. A co z resztą? Im dłużej oni będą przy tym sporcie, będzie im się lepiej żyło – będą dbać o swoją sylwetkę, zdrowie i ambicje. Popatrzmy na to długofalowo, przecież oni później pójdą do pracy. Oni są wtedy pracowici i zdyscyplinowani, bo są tego nauczeni poprzez pracę na treningu. To jest klucz do tego wszystkiego. Chcemy, żeby te dzieci wyrosły na dobrych, kreatywnych i pełnych pasji ludzi. Chcemy, żeby mieli pomysł na siebie i swoje życie w przyszłości, żeby dalej byli przy sporcie. To jest dla nas bardzo ważne – dodaje Błauciak.

Jednak jeśli zawodnik odpowiednio się rozwinie w Zagłębiu Future, będzie mógł szybko wrócić do struktur akademii Zagłębia Lubin i funkcjonować w drużynach CLJ. – Taki jest główny cel naszego działania. Mamy podpisaną umowę partnerską z Zagłębiem. Dzięki Markowi Wachnikowi i prezesowi Jankowskiemu mogliśmy wystartować z projektem. Jeśli dzieci będą odpowiednio i dobrze pracowały, Zagłębie będzie chciało ich do CLJ. A my wtedy bardzo chętnie ich oddamy do akademii i będziemy się z tego cieszyć – podkreśla Kotlarski.

Co roku chcą przyjmować drużynę z grupy białej Akademii Piłkarskiej KGHM Zagłębia w kategorii U-12. Można uznać, że działają nie tylko na jednym polu obok klubu. Te same osoby pracują też w Akademii Piłkarskiej “Żaczek”, która szkoli do 12. roku życia, a następnie chłopcy przechodzą do drużyn młodzieżowych “Miedziowych”.

Często było tak, że ci, którzy nie przeszli selekcji, czuli żal do piłki nożnej. Do tego, że ktoś ich skreślił, a poświęcili temu dużo czasu. Wiadomo jednak, że tak działają duże akademie – Zagłębie, Lech, Legia. Taka jest kolej rzeczy, wszyscy o tym wiedzą, jednak, gdy faktycznie dochodzi do takiej sytuacji, jest to nieprzyjemne. Sam prowadziłem rozmowy z zawodnikami, które były bardzo trudne. Było widać, że dzieci czują żal. Niektórzy obrażają się na piłkę na zawsze. Chcemy temu przeciwdziałać, aby nadal czuły pasję do tego sportu. Chcemy, żeby utożsamiali się z klubem. Mówimy im “macie szansę, żeby dalej pracować i podnosić swoje umiejętności, kiedyś możecie znowu trafić do Zagłębia”. Wystarczy, że tylko jedna taka osoba się pojawi. To będzie dowód na to, że ten pomysł miał sens – uważa Kotlarski.

Wiele osób, które nie przeszło selekcji – przepadało. Jednak nie wszyscy, bo taką drogę przeszedł Adam Mazurowski, który poszedł do drużyny juniorskich Górnika Polkowice. A teraz występuje w pierwszym zespole drugoligowego klubu. Zatem, były takie osoby, które nie zrezygnowały z piłki nożnej, ale większość odchodziło od tego sportu. Zniechęcali się do klubu i piłki. Szkoda, bo też jako kibice Zagłębia musimy dbać o to, żeby te dzieci chciały przychodzić na stadion. Uważam, że jest to wartościowy projekt, który zaprocentuje w przyszłości – sądzi prezes Stowarzyszenia.

Jednak to nie jest jedyny cel Zagłębie Future. Bo ważne jest dla nich, aby wychowywać dzieci wraz z duchem sportu, żeby nie stracili pasji do piłki nożnej, która może im sprawić jeszcze wiele radości w życiu. – Chcemy jak najdłużej dzieci utrzymać przy sporcie, żeby później trafiały do Zagłębia Lubin w różnych rolach tj., trenerzy, fizjoterapeuci, dziennikarze, skauci i ludzie związani z klubem. To jest nasz cel – będziemy szukać osób, które będą mogły zasilić szeregi naszego klubu – mówi Błauciak.

Życie pisze różne scenariusze. Czasem nie trzeba w ogóle przechodzić przez struktury akademii, aby osiągnąć sukces. Jacek Krzynówek jest dobrym tego przykładem, bo przecież zaczął grać w klubie dopiero, gdy skończył 18. rok życia. Jednak, jeśli jesteśmy przy Zagłębiu, warto przypomnieć historię Bartosza Slisza. On przyszedł do akademii „Miedziowych”, gdy miał niespełna 18 lat. Był już jednak doświadczony na poziomie seniorskim, bo zagrał dwa sezony w II lidze w barwach ROW-u Rybnik.

– Miałem 21 lat, gdy przechodziłem do czwartoligowego klubu Iskra Kochlice. Po roku wróciłem do Zagłębia Lubin i zadebiutowałem w Ekstraklasie. Chwilę wcześniej grałem na poziomie czwartej ligi, dalej się rozwijałem, wróciłem i nie było widać żadnej różnicy między mną a zawodnikami z pierwszego zespołu Zagłębia. Dostałem szansę, zadebiutowałem. Fakty są takie, że mam tylko trzy mecze w Ekstraklasie, ale dzięki piłce wiele przeżyłem. Poznałem wielu fajnych ludzi, byłem w wielu miejscach, byłem na różnych testach, zwiedziłem różne kraje. Jestem z tego zadowolony. Chciałbym, że te dzieci przeżyły też coś fajnego w swoim życiu, żeby później miały co opowiadać  – zaznacza Błauciak.

Trenowałem Dawida Pakulskiego. Miałem go w grupie U-16 B. Był on kontuzjowany i przez 1,5 roku trenował w tzw. białej grupie. To jest chłopak, który ma mocne zacięcie. Ciężko pracował. Na tym etapie miał już swojego dietetyka. Efekt jest taki, że dzisiaj występuje na poziomie Ekstraklasy. Droga do osiągnięcia sukcesu jest różna, trzeba szukać swojej szansy i wierzyć w to, że się uda – opowiada Kotlarski.

Reasumując, na papierze ten projekt wygląda rewelacyjnie. Najważniejsze jest to, że daje się dzieciom możliwość kontynuowania swojej przygody z piłką. I to z piłką na boiskach ośrodka Zagłębia. Młodzi lubinianie poprzez selekcje nie są skreśleni na zawsze, mają po prostu do przebycia inną ścieżkę rozwoju. To może być dodatkowa motywacja i mobilizacja do cięższej pracy. Nie tylko na treningu, ale i poza nim. By doścignąć pod względem rozwoju swoich rówieśników. Może ta droga będzie nieco dłuższa, ale niewykluczone, że doprowadzi ich na powrót do macierzystego klubu.

ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. Newspix