„Nie będziemy mistrzami kraju, ale możemy mieć wychowanków w mistrzowskich drużynach” – Lukam 2010

Czy można szkolić zawodników dla najlepszych akademii w kraju, mając szkółkę w niewielkim miasteczku? Widocznie można, skoro Lukam 2010 robi tak od kilku lat. Co sprawia, że wychodzą od nich zdolni chłopcy? Dlaczego jest to jeden z ciekawszych projektów w województwie śląskim? Czym się wyróżniają?

„Nie będziemy mistrzami kraju, ale możemy mieć wychowanków w mistrzowskich drużynach” – Lukam 2010

Ireneusz Kościelniak, właściciel oraz prezes szkółki, może nie był wybitnym piłkarzem, nigdy nie zadebiutował w reprezentacji, ale przez prawie całą swoją karierę występował na solidnym, ekstraklasowym poziomie, w takich klubach, jak Amica Wronki, GKS Katowice, Pogoń Szczecin, Arka Gdynia czy Górnik Zabrze.

Dlaczego otworzył własną akademię? – Lukam powstał z pasji i miłości do piłki. Od dzieciaka biegałem za piłką, potem przez 17 lat grałem w Ekstraklasie, ale przygoda z piłką zawodową musiała się kiedyś skończyć, człowiek się obudził i zaczął zastanawiać: co teraz? Kilka dni wytrzymałem bez futbolu i doszedłem do wniosku, że trzeba teraz robić dokładnie to samo, co robiło się jako zawodnik, tylko z drugiej strony – jako szkoleniowiec – mówi Kościelniak.

Nazwa „Lukam” nie jest przypadkowa. Wywodzi się z połączenia imion dwójki synów właściciela – Łukasza i Kamila. Właściwie, ten projekt powstał po części dla nich. Dzisiaj obaj są współwłaścicielami szkółki. – Z racji tego, że miałem dwóch chłopaków i oni obydwoje chcieli grać w piłkę, to spróbowałem zrobić tę szkółkę też z akcentem na młodszego syna, że będę miał go pod okiem. Zaczęliśmy szkolić od 6. roku życia, co na tamten czas było bardzo kontrowersyjne, natomiast dzisiaj wszyscy tak robią – tłumaczy Ireneusz Kościelniak.

Dlaczego organizowanie treningów dla 6-latków było kontrowersyjne? Nie tak dawno do klubu można było dostać się dopiero od 10. roku życia, co z dzisiejszej perspektywy wydaje się ogromną stratą czasu, bo w tym wieku, to chłopcy mają często za sobą kilkadziesiąt miesięcy zajęć pod okiem fachowca.

Dekadę temu wystartowali z jedną grupą treningową, w której było ponad 20 chłopaków – obecnie mają ich sześć, a w strukturach akademii szkoli się ok. 110 młodych adeptów futbolu.

Jak wygląda ich infrastruktura? Czy posiadają własne obiekty? – Jeżeli chodzi o boiska, to korzystamy z obiektów gminnych i szkolnych. Mamy trzy boiska ze sztuczną nawierzchnią oraz dwa z nawierzchnią naturalną. Są to dobre obiekty – uważa Mateusz Wójcikiewicz, który pełni w akademii funkcje trenera oraz analityka.

Lukam 2010 nie posiada własnych obiektów treningowych, ale boiska, na których trenują (byliśmy na większości z nich) są naprawdę niezłej jakości. Wcześniej było tak, że rodzice byli zmuszeni trochę po nich podróżować, a teraz grafik został ułożony w ten sposób, żeby dana grupa treningowa miała zajęcia tylko w jednym miejscu.

Właściciel oraz trenerzy nie uważają braku własnej infrastruktury za dużą wadę szkółki, ponieważ nie mają większych problemów z dostępnością do tych boisk. Fajnie byłoby mieć coś swojego, ale nie jest to tutaj traktowane jako największy priorytet. – Jestem jedynym właścicielem spółki, ale mogę odsprzedać część udziałów właśnie dla powstania bazy – może ktoś ma jakąś ciekawą wizję? Nie zamykamy drogi inwestorom, którzy widzą w tym projekcie przyszłość – mówi Kościelniak.

Rzeczą, która wyróżnia skoczowską akademię na tle innych, są ich… treningi. Bywaliśmy w różnych miejscach, gorszych i lepszych, czasami na treningu była piłka, dwie drużyny oraz gierka przez większość jednostki treningowej, innym razem oglądaliśmy na zajęciach dwóch szkoleniowców, małe grupy i profesjonalnie przeprowadzone zajęcia.

My trafiliśmy w Lukamie na trzy treningi grupy IK TOP TALENT, czyli przeznaczonej dla najzdolniejszych adeptów szkółki. Musimy przyznać i to nie jest żadna kokieteria, że byliśmy pod ogromnym wrażeniem. Zajęcia składały się z rozgrzewki przeprowadzonej przez trenera motoryki, a następnie były ćwiczenia, które miały na celu zaadaptowanie sytuacji meczowych.

Nad całością czuwało kolejnych dwóch szkoleniowców prowadzących zajęcia, a wszystko było dodatkowo nagrywane, żeby zawodnicy mogli zobaczyć później na analizie, nad jakimi aspektami piłkarskiego rzemiosła muszą jeszcze popracować. Jeżeli chłopiec popełniał błąd, był na bieżąco pytany o to, dlaczego tak się stało, i co musi zrobić następnym razem, żeby uniknąć takiej sytuacji. Najwięcej nauczy się jednak, gdy sam to zobaczy w materiale wideo.

Normalnie zajęcia, jak wskazuje sama nazwa, prowadzi trener Kościelniak, ale tym razem stał przy linii końcowej i krok po kroku wszystko nam tłumaczył oraz sprzedawał ciekawostki o zawodnikach. „Niech pan spojrzy na chłopaka z ósemką na plecach, na wiosnę jadę z nim i jego rodzicami na testy do Salzburga” czy na zmianę: „dobrze przyjął, niedokładnie podał, zbyt wolna decyzja, teraz super zachowanie” – czuliśmy się, jak na stażu trenerskim, co pozwoliło nam lepiej zrozumieć ich filozofię.

Właściciel wkroczył do akcji na koniec treningu i zaczął zadawać zawodnikom pytania, na temat wykonywanych przez nich ćwiczeń. Nad czym dzisiaj pracowali? Co było celem jednostki treningowej? Jakie błędy popełniali? Znów nie będzie to jakieś koloryzowanie rzeczywistości – większość z nich naprawdę potrafiło rzeczowo odpowiedzieć.

– Możemy się pochwalić samą jednostką treningową, która jest bardzo dobrze zaplanowana, która jest bardzo fajnie realizowana. Mamy dobrze wyszkoloną kadrę szkoleniową, osobiście znamy się od lat. Tomek zaczynał ze mną współpracę jeszcze jako mój zawodnik, więc jest tutaj od samego początku. Mateusz dołączył do nas kilka lat temu i wspólnie uznaliśmy, że możemy coś robić tylko na fundamencie, że każdy z nas będzie miał piłkę w serduchu – wyjaśnia prezes Lukamu.

Kolejnym ciekawym aspektem związanym z ich treningami, jest fakt, że codzienne zajęcia są dostosowane pod najlepszych, a nie najsłabszych zawodników – nie każdy ma ogromny talent, ale jeżeli jednostka treningowa będzie skupiała się na tym, żeby najwięcej skorzystał na niej chłopak o mniejszych umiejętnościach piłkarskich, to traci na tym jego bardziej uzdolniony rówieśnik. Jeżeli ktoś ma problem z wykonywanym ćwiczeniem, trenerzy do niego podejdą i wszystko mu na spokojnie wytłumaczą.

Jak wygląda ich kadra szkoleniowa? Ireneusz Kościelniak może pochwalić się licencją trenerską UEFA Pro – prowadził seniorskie zespoły Polonii Bytom, Miedzi Legnica oraz współpracował z młodzieżową reprezentacją Polski. Tomasz Wuwer ma obecnie licencję UEFA A i w szkółce pracuje praktycznie od samego początku. Mateusz Wójcikiewicz ma licencję UEFA C, a dodatkowo jest analitykiem. Łącznie w akademii jest zatrudnionych (nie jest to ich jedyne miejsce pracy) pięciu szkoleniowców oraz jedna pani trener, która prowadzi treningi najmłodszych grup. Lukam współpracuje również z drugim trenerem od przygotowania motorycznego oraz dietetykiem.

Wspomnieliśmy wcześniej o tym, że usłyszeliśmy kilka ciekawych historii o zawodnikach. Najlepsze z nich? – Nasz najzdolniejszy chłopak jedzie na wiosnę na testy do Salzburga. Był przesunięty do starszego rocznika, wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie, ale tam miał mniejszy wpływ na grę, zszedł do swojego rocznika, wrócił i w wielu meczach jest najlepszym piłkarzem. Inny fajny przykład, to zawodnik, którzy przyjechał z rodzicami z Norwegii, a wcześniej… nigdy nie trenował profesjonalnie. Przyszedł do nas, miał duże zaległości, a po dwóch latach jest najlepszym strzelcem swojego zespołu. Rodzice zastanawiali się, czy nie wrócić do Skandynawii, ale on się uparł, że nigdzie nie pojedzie – mówi Tomasz Wuwer.

Co jest celem akademii? – My nie jesteśmy w stanie w Lukamie czy w każdej innej regionalnej szkółce, zdobyć mistrzostwo kraju. Nie możemy rywalizować z Pogonią Szczecin, Lechem Poznań czy innymi czołowymi akademiami. Natomiast, możemy im każdego roku dać po 1-2 chłopaków, którzy tam będą się wyróżniać. Musimy koncentrować się nad indywidualizacją zajęć, bo takie podejście dam nam gwarancję, że najbardziej utalentowani zawodnicy będą mogli konkurować z najzdolniejszymi rówieśnikami z całej Polski – podkreśla Kościelniak.

Czy Lukam ma jakieś kluby partnerskie? Lata temu podpisali umowę z Górnikiem Zabrze, współpracują także z Pogonią Szczecin i Ruchem Chorzów, do których tylko w ostatnich dwóch latach wytransferowali kilku zawodników. – Poprzez to, że kluby zaczynają nas teraz coraz bardziej doceniać, widzą, że materiał końcowy w naszej akademii jest na tak wysokim poziomie, że nasz zawodnik, który kończy edukację piłkarską w Lukamie, może z miejsca wejść do zespołu, który o walczy o mistrzostwo kraju. Mało tego, może być w tej drużynie podstawowym zawodnikiem, kapitanem, a nawet młodzieżowym reprezentantem Polski – dodaje prezes.

Przykład podstawowego zawodnika, kapitana oraz młodzieżowego reprezentanta kraju, nie wziął się z przypadku, ponieważ Kościelniak miał na myśli Igora Mencnarowskiego, którzy przeszedł właśnie taką drogę. Do szkółki „Portowców” dołączył również 16-letni Jakub Laskowski i wraz z „Mencnarem” zdobyli w zeszłym roku wicemistrzostwo Polski do lat 15.

Ciężko, żeby lokalne szkółki rywalizowały z nimi, jak równy z równym, skoro młodzicy Lukamu wywalczyli sobie niedawno awans do najwyższej ligi wojewódzkiej, gdzie będą mierzyć się z czołowymi śląskimi podmiotami. Czy wszyscy zdolni chłopcy z okolicy trafiają do nich? Nie do końca, bo część z nich wybiera grę dla Beskidu Skoczów – bardziej zasłużonego dla regionu klubu.

– Jest to rywal, jeżeli chodzi o lokalną piłkę, ale nie rywalizujemy ze sobą w tych samych ligach – mówi Mateusz Wójcikiewicz.

– Beskid Skoczów jest klubem z ogromnymi tradycjami i historią, ale główny nacisk kładą jednak na piłkę seniorską. Nasze kierunki bardzo się od siebie różnią – tłumaczy Ireneusz Kościelniak.

– Pracujemy inaczej, oni też chcą szkolić, ale my chcemy szkolić i rozwijać, a tam liczą się jakieś ambicjonalne rzeczy – dla nich największym sukcesem będzie, jeżeli ich wychowanek zagra w IV-ligowych seniorach – kontynuuje Wójcikiewicz.

Nie u każdego dzieciaka widać od początku ogromną smykałkę do gry i czasem taki chłopak potrzebuje po prostu czasu, żeby wskoczyć na wyższy poziom. Jeżeli przychodzi do nich 11-latek z Beskidu i musi rywalizować o miejsce w składzie z zawodnikami Lukamu, którzy od kilku lat są pod okiem dobrze wyszkolonych trenerów – może być mu ciężko nadgonić braki.

Głównie trafiają do nich chłopcy (dziewczynkę mają tylko jedną, kiedyś było ich więcej) ze Skoczowa i okolicznych miejscowości, ale kilku zawodników dojeżdża też z… Bielska-Białej. Okej, dojazd pomiędzy dwoma miastami nie należy do najtrudniejszych, bo 20 minut drogą ekspresową i jest się na miejscu, lecz dziwne jest, że rodzice wolą dowozić swoje pociechy po kilkanaście kilometrów w jedną stronę, zamiast zapisać je do Podbeskidzia czy Rekordu, gdzie też jest całkiem dobre szkolenie.

Chętnych do treningów nie mają jednak na tyle dużo, żeby pozwolić sobie na większą i dokładniejszą selekcję. Dla najzdolniejszych chłopaków powstał projekt IK TOP TALENT, ale do szkółki może zapisać się każdy młody zawodnik. Nikomu nie odmawiają, a ci, którzy wyraźnie nie mają większego talentu, z czasem sami rezygnują, bo widzą, że ich rówieśnicy przerastają ich umiejętnościami i to chyba już za późno, żeby zostać drugim Lewandowskim.

Lukam organizuje też swoim podopiecznym ciekawe zagraniczne obozy – ostatnio byli w Hiszpanii. Jedną z głównych atrakcji wyjazdu było oglądanie na żywo meczu na Camp Nou, co niektórym trenerom… sprawiło więcej radości niż dzieciakom. Jeżeli chodzi o udział w turniejach, to ograniczają się do tych krajowych. Sami też organizują „Lukam Cup” – największy turniej piłkarski dla dzieci na Śląskim Cieszyńskim, na którym gościli już czołowe polskie oraz zagraniczne szkółki.

Na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy szkółkę odwiedzali również zagraniczni goście, m.in. trener Blackburn Rovers Ali Nsangou, a także współpracujący z Liverpoolem – Radosław Chmiel. Współpraca z ludźmi z zagranicy pozwala trenerom być na bieżąco z nowymi trendami w szkoleniu dzieci i młodzieży.

Czy skoczowska akademia mierzy się z jakimiś problemami? Poza brakiem własnych boisk, co dla nich nie jest problemem, to jeszcze z dwoma. Pierwszym z nich jest budżet, który praktycznie w całości opiera się na składkach – ta wynosi 130 złotych. Wychodzi ok. 15 tysięcy złotych miesięcznie, ale nie jest kwota, za którą można w pełni utrzymać taką działalność, nie mówiąc już o jakiś zyskach.  – W tym miejscu chciałbym podziękować firmom Technica, Drukfatory oraz ITN, bo bez nich ta szkółka nie miałaby szans na funkcjonowanie – wyjaśnia prezes Lukamu.

Ireneusz Kościelniak chciał stworzyć dzieciakom ze Skoczowa i okolic szansę, a nie na nich zarobić, bo jest to biznes, na którym ciężko się w tym kraju dorobić, jeżeli nie stawia się tylko na komercyjność i ilość. Mógł znacznie lepiej zainwestować swoje prywatne środki, ale wtedy nie byłoby tego wszystkiego.

Drugim problemem jest brak większej pomocy ze strony miasta. Dlaczego? Ponieważ działają na zasadach spółki, a nie stowarzyszenia, a dodatkowo prezes usłyszał kiedyś, że „nie jest stela” – nie pochodzi z tego regionu. Komuś w Skoczowie widocznie przeszkadza fakt, że Kościelniak jest z Katowic, a nie ze Śląska Cieszyńskiego. Nie żyją z miastem we wrogich relacjach, ale czuć, że dla wszystkich bardziej liczy się Beskid.

Słowem zakończenia, Lukam 2010 to naprawdę ciekawy projekt, który mimo dziesięciu lat istnienia, nie jest jeszcze dobrze zakorzeniony w świadomości kibiców na Śląsku. Warto się jednak z nimi zaznajomić, bo szkółka ma się czym pochwalić – profesjonalnym podejściem do treningu, produkcją piłkarzy do topowych drużyn w kraju czy osiąganymi wynikami, które poskutkowały awansem młodzików do najwyższej ligi wojewódzkiej.

Ireneusz Kościelniak udowodnił, że nie trzeba mieć akademii w Krakowie czy Warszawie, żeby dobrze szkolić. Potrzebni są odpowiedni ludzie, z odpowiednim podejściem, a czy robi się to w prawie 2-milionowej metropolii czy w 12-tysięcznym miasteczku nie ma znaczenia, chociaż wiadomo, że w tym drugim przypadku jest trudniej.

Nie zrobisz kroku w przód, jeżeli nie będziesz znał swoich ograniczeń. Lukam jest zbyt słabym podmiotem, żeby walczyć o mistrzostwo kraju, ale z drugiej strony na tyle silnym, żeby każdego roku wysłać najzdolniejszego wychowanka do drużyn, które o taki tytuł aspirują – Mencnarowski i Laskowski potrafili wejść do zespołu Pogoni Szczecin bez żadnych kompleksów.

Cieszymy się, że zawitaliśmy do Skoczowa, bo szkółki, w których przede wszystkim liczy się szkolenie dzieciaków i profesjonalizm w wykonywaniu swojej pracy – warto pokazywać.

ZE SKOCZOWA – BARTOSZ LODKO

Fot. Lukam Skoczów/Facebook