Czy Polacy mają predyspozycje do gry w piłkę nożną w określony sposób? (część VI)

– Stereotypy wyjaśniają jak rzeczywistość futbolowa wygląda i jak my ją postrzegamy oraz opisujemy. Wiemy z życia i socjologii, że język i nazywanie rzeczy w określony sposób mają performatywną moc. Nazwanie czegoś w jakiś sposób, czyni to właśnie takim – tłumaczy w rozmowie o piłkarskim DNA doktor Przemysław Nosal, socjolog sportu i kultury, z którego pomocą napisaliśmy szósty rozdział pracy dyplomowej w ramach kursu UEFA A. 

Czy Polacy mają predyspozycje do gry w piłkę nożną w określony sposób? (część VI)

„Czy Polacy mają predyspozycje do gry w piłkę nożną w określony sposób?” to tytuł mojej pracy dyplomowej w ramach kursu trenerskiego UEFA A w Katowicach, której kolejne rozdziały publikujemy co dwa tygodnie na łamach Weszło Junior. Poniżej część szósta.

Dr Przemysław Nosal – socjolog sportu i kultury, adiunkt na Wydziale Socjologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, autor i współautor takich publikacji jak „Politics, Ideology and Football Fandom. The Transformation of Modern Poland”, „Technologia i sport”, „Socjologia sportu” czy „Społeczne ujęcie sportu. (Trudne) definiowanie zjawiska i jego dyskurs”.

***

Celem tej pracy jest odpowiedź na pytanie czy Polacy są predysponowani do gry w piłkę nożną w określony sposób. Jednym z badanych przeze mnie aspektów jest aspekt społeczny. Przed naszą rozmową podesłał mi pan kilka źródeł anglojęzycznych, odpowiadając chyba jasno, że „nie”?

– (śmiech) Też bym tak powiedział, ale to oczywiście pozbawiłoby nas całej zabawy analitycznej i badawczej… Jeżeli miałbym wypowiedzieć się jako socjolog, to zacząłbym odpowiedź od pytania czym w ogóle jest naród.

Więc czym jest naród?

– Naród to określona wspólnota ludzi, powiązana wspólną historią, terytorium i życiem społecznym, ale często także językiem czy kulturą. Lecz to jedno wytłumaczenie. Inne jest takie, że tę wspólnotę definiuje się na poziomie politycznym albo organizacyjnym. Wiemy, że istnieją liczne narody, które pozostają względnie homogeniczne, a ich dziedzictwo czy tradycje kulturowe w zasadzie pokrywają się z historią ich funkcjonowania w ramach danego państwa. Wtedy sprawa jest prosta. Ale jeżeli weźmiemy pod uwagę nowoczesne państwo narodowe, tworzone od końca XIX wieku, to proszę zauważyć, że w jego przypadku mamy często do czynienia z geopolitycznym rysowaniem po mapie, arbitralnym wytyczaniem granic, które zamykają we wspólnych ramach bardzo zróżnicowane kulturowo zbiorowości ludzi. Gdy więc weźmiemy pod uwagę taką wizję narodu, to pojawia się pytanie – w jaki sposób tak rozumiana narodowość ma się przekładać na jakiś określony sposób uprawiania sportu?

Może mieć wpływ, przynajmniej wśród części krajów? Oczywiście możemy założyć, że kraje byłej Jugosławii czy Związku Radzieckiego są do siebie pod tym względem podobne, bo zawsze pamiętać trzeba będzie o „wytyczaniu granic”, które pan wspomniał.

– Jesteśmy w stanie zgodzić się, że na pewne predyspozycje, na pewne sposoby grania czy uprawiania sportu, mogą wpływać wartości podzielane w danej kulturze. Czyli cenimy sobie współpracę, cenimy sobie przebiegłość, chytrość, więc tego typu atrybuty kultywujemy w ramach rozgrywki. Wojciech Jagielski w książce „Modlitwa o deszcz” opisywał różne afgańskie plemiona i jedno z nich miało swój plemienny sport – buzkaszi. To dość brutalna gra, która polegała na tym, by jadąc konno podkraść worek i przenieść go do pola przeciwnika. Wszystkie chwyty były w niej dozwolone. Wydźwięk tej opowieści był taki, że w naturze tej zbiorowości leżała brutalność oraz nieustępliwość i bardzo dobrze było to widać w tym sporcie. Jeżeli zgodzimy się więc, że w danym społeczeństwie szczególnie cenione są jakieś konkretne wartości, to okej – można uprawiać sport w określony „narodowy” sposób.

Do tego wszystkiego dochodzą też kwestie rasowe.

– Okej, możemy przyjąć, że kwestie rasowe to coś, co wpływa na sposób uprawiania sportu, w tym przypadku na grę w piłkę. Znamy badania dotyczące tego, dlaczego osoby ciemnoskóre szybciej biegają czy wyżej skaczą. Ale pytanie – w jaki sposób twór organizacyjno-polityczny ma przełożyć się na to, jak gra się w piłkę? Odpowiedź jest dość paradoksalna: może przełożyć się właśnie w sposób organizacyjno-polityczny. Możemy przyjąć, a w zasadzie mogliśmy, że na poziomie organizacyjnym w jakimś państwie, podjęto pewne decyzje, że powinno się grać w piłkę w jakiś określony sposób. I to będzie racja. Z historii futbolu, raczej nie najnowszej, znamy różne szkoły gry w piłkę: angielska, niemiecka, hiszpańska, szkoła spod znaku Łobanowskiego itd. Moglibyśmy więc powiedzieć, że narodowość wiąże się z tym, jak gramy w piłkę, ale nie dzieje się w sposób wynikający z jakiejś magicznej esencji narodu – że jest coś specyficznego w narodzie, przez co on gra w taki, a nie w inny sposób. Mamy tu do czynienia raczej z ciekawym konglomeratem okoliczności kulturowo-polityczno-organizacyjnych. Gdybym miał zatem udzielić uproszczonej odpowiedzi na pana pytanie, to powiedziałbym, że jeżeli w ogóle narodowość wpływa na styl gry, to właśnie w taki. Natomiast ta odpowiedź byłaby aktualna 20-30 lat temu, gdy mieliśmy do czynienia z dość mocno scentralizowanymi formami zarządzania w ramach państwa narodowego, gdzie ktoś coś zarządził i tak się działo. Dziś wszystko jest oczywiście bardziej skomplikowane, bo mamy do czynienia ze zglobalizowanym rynkiem myśli, ideologii, przemyśleń i rozwiązań. W związku z tym mało kto może powiedzieć: „słuchajcie, gramy tak, a nie inaczej”. Te sprawy jakoś się rozchodzą i pewnie nie sposób dziś wybronić tezy, że ci grają tak, a ci inaczej. Na każdy wniosek, że piłka niemiecka jest taka, a hiszpańska taka, każdy kto interesuje się piłką jest w stanie przedstawić kontrargument. Ktoś mówi, że Niemcy grają brzydko, a ja pytam: „brzydko? Halo, Niemcy grają brzydko?”. Hiszpanie grają pięknie i uroczo? To przypomnijcie sobie Hiszpanię z przełomu lat 80-tych i 90-tych. Ktoś powie, że kraje z Ameryki Południowej to od zawsze był futbol przez duże „F”? Odczarować można to Argentyną z 1990 roku, wyłączając Maradonę oczywiście. To uwarunkowania bardzo złożone.

Oczywiście zabawa polegać może na dłubaniu w tym, co może mieć wpływ na grę i pewnie odpowiedzi jest wiele. Myślę, że istotne są tutaj stereotypy, które wpływają nawet nie tyle na samą grę, ile na sposób w jaki ją postrzegamy. Lubimy stereotypy, bo one ułatwiają nam postrzeganie rzeczywistości wokół nas. Mówi się, że stereotypy to lenistwo umysłowe, że nie chce się nam poznawać czegoś, jakie jest naprawdę, więc przykładamy znany sobie format poznawczy i mówimy: „o, faktycznie tak jest”. Albo: „to ciekawe, bo oni grają zawsze tak, a teraz zagrali tak”. Nam jest wygodnie operować stwierdzeniem „zawsze gramy z kontry”, bo to coś, co jesteśmy sobie w stanie zawsze wytłumaczyć. Zawsze możemy powiedzieć sobie, że Anglicy grają wysokie piłki, a Azjaci są skoczni i od razu wiemy jak wygląda świat. Z tym czujemy się komfortowo.

Myślę, że ważny wpływ na społeczności zamieszkujące dany rejon geograficzny może mieć… natężenie słońca.

– Wątek klimatu jest tutaj bardzo ciekawy. To znów coś z pogranicza prawdy i stereotypów. Mamy takie przekonanie, że narody, którym słońce wydatniej świeci nad głową, w ramach rozsądnego zarządzania energią muszą sobie wypracować sposób grania, który niekoniecznie polega na wybieganiu i zaharowywaniu się, a powinien być skuteczny, więc są „techniczni” i „myślący”. Tu znów znajdziemy szereg przykładów potwierdzających tego typu stwierdzenia, ale znajdziemy też szereg, które będą tę teorię podkopywały.

Bardziej chodziło mi o kontekst wpływu słońca na nasze podejście do życia. W rozmowie z PAP dr nauk medycznych Agnieszka Wsół z Katedry i Zakładu Fizjologii Doświadczalnej i Klinicznej na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym podkreślała ostatnio, że „podczas ekspozycji na światło słoneczne rośnie ilość serotoniny zwanej hormonem szczęścia”. Narody, które „ładują się” energią słoneczną przez cały rok, zdają się być po prostu szczęśliwsze, bardziej pozytywnie i optymistycznie nastawione do życia. Czy to nie przełoży się na finezję, kreatywność boiskową?

– Okej, joga bonito… To, o czym pan mówi, to prawda. Znamy badania, że światło dzienne i słońce aktywizują wydzielanie witaminy D w organizmie itd., dzięki czemu nasza kondycja psychofizyczna jest lepsza. Pytanie – jak to przekłada się na futbolowe funkcjonowanie? Pewnie odpowiedź jest bardziej skomplikowana, bo tradycyjnie możemy mieć do czynienia z sytuacją, gdzie nasłonecznienie i ogólny klimat sprawiają, że taka piłka marketingowo jest forsowana jako joga bonito.

To najbardziej charakterystyczny przykład. Portugalczycy, Brazylijczycy, którzy „tańczą z piłką”, cieszą się z gry, z każdego zwodu, bawią się nią…

– Swego czasu na Gruzję mówiło się, że to nasza mała europejska Brazylia, ze względu na tabuny kosmicznych dryblerów, którzy bawili się piłką, ale niewiele z tej zabawy wynikało. Pytanie: jak to łączyć i ze sobą zestawiać? Poruszamy się wielokrotnie w ramach wielu innych fenomenów, dotyczących kwestii z jednej strony organizacyjnych, z drugiej – związanych z predyspozycjami indywidualnymi. Każdy, kto miał do czynienia z futbolem wie, że nie każdy Brazylijczyk to drybler. Powiedziałbym, że człowiek jest na pewno bardziej szczęśliwy, gdy ma więcej słońca, ale nie wiązałbym tego ze stylem. Przypomina mi się wywiad z Marcinem Mięcielem, który opowiadał, że w Grecji mieszkał obok plaży i nie ułatwia mu trenowania, skoro wokół jest tak ładnie. Słońce działać może więc dwojako.

Zresztą idealnym przykładem, który jest kontrargumentem w tej dyskusji są Włosi. Od zawsze kojarzymy ich z obrony, ze zdyscyplinowanej i zorganizowanej gry w defensywnie, z catenaccio, ze ścisłej zabudowy okolic własnego pola karnego. A przecież Włosi to także klimat śródziemnomorski. Byłbym zatem ostrożny z formułowaniem takich wniosków.

Podsumowując: wiemy, że piłka to obszerna dziedzina i jej złożoność powoduje, że jednoznacznej odpowiedzi nie sposób jesteśmy uzyskać. Wiemy też, że wiele reprezentacji grało w pewien charakterystyczny sposób, ale znajdziemy również takie kadry w historii, które grały zupełnie inaczej, jak przytaczane już wcześniej drużyny Hiszpanii czy Argentyny. Czy patrząc przez pryzmat tych stereotypów, nie jest nam po prostu odrobinę łatwiej funkcjonować w jakimś schemacie? I czy właśnie przez to nie możemy określić predyspozycji danego narodu do gry w piłkę?

– Po części odpowiedział pan na to pytanie. Nie trzeba silić się na głębokie przemyślenia, że pierwszeństwo nad rozpisanymi rolami mają wykonawcy. Wydaje mi się, że każdy rozsądny trener patrzy na to, kogo ma do wykonania. Gdy mówimy o Anglii, nie widziałem na ostatnim mundialu kick and rush. Pewnie wynika to z tego, że nie było tam Terry’ego Butchera, Stuarta Pearce’a i innych kabanów, którzy robiliby „kick”, a z przodu nie widziałem kogoś pokroju Emile’a Heskeya, którzy robiliby „rush”. Wydaje mi się, że mamy do czynienia z sytuacjami personalnymi. Pewien stereotypowy schemat był widoczny do początku XXI wieku, pewne rzeczy zaczęły się jednak zmieniać z każdym dniem po 2000 roku. Sytuacje zaczęły się problematyzować, bo mamy do czynienia z wpływem trenerów o różnych narodowościach i różnych wizjach, włącznie z selekcjonerami na poziomie reprezentacji. Nie mówiąc już o zawodnikach różnych narodowości, co było widać na przykładzie nawet kadry Polski, gdzie najbardziej kreatywni zawodnicy w biało-czerwonych barwach na początku tego stulecia pochodzili z Nigerii jak Olisadebe czy z Brazylii, jak Roger Guerreiro. Mądry trener dostrzega potencjał w zawodnikach i podąża za nimi. Jeśli ma kreatywnego gracza, nie będzie kazał mu przecież grać kick and rush czy, po polsku, „wyp… na Dawidka”. Z drugiej strony, wiele przykładów pokazuje, że obowiązujący schemat grania zderzał się z jednostką, która w pewnym wymiarze była wybitna, a do niego nie pasowała, jak Alessandro Del Piero, Fabrizio Ravanelli, Enrico Chiesa czy nawet – przez długi czas – Roberto Baggio, którzy we włoskim catenaccio się nie odnaleźli i nie podpasowali Trapattoniemu, Sacchiemu czy innym selekcjonerom. Czy to kwestia szkoły narodowej? Chyba jednak bardziej personalna sprawa.

Ale czy patrząc przez pryzmat tych stereotypów, wokół których się wychowujemy, nie jest nam po prostu odrobinę łatwiej funkcjonować w jakimś schemacie?

– Być może w pewnych sytuacjach łatwiej jest trzymać się tego schematu. Tu przykładem mogą być azjatyckie reprezentacje, gdzie nawet gdy pojawia się szkoleniowiec europejski, to raczej mamy do czynienia z zaadaptowaniem się go do miejscowych warunków i zasad, które tam panują. Stereotypowe azjatyckie atrybuty, takie jak zdyscyplinowanie, skoszarowanie i inne tego typu atrybuty, są decydujące. Waleczność, skoczność, wybieganie, agresywność – mają za zadanie przykryć fakt, że nie mamy w ataku dwumetrowych dryblasów, a bramkarz ma metr osiemdziesiąt. 

Nie mamy przesłanek, by „twardo” zdefiniować poszczególne style i śmiem twierdzić, że w przyszłości raczej nie powinno się to zmienić. Następuje globalizacja i ona, jeśli już, to może wyłącznie zmniejszyć wpływ rzekomych predyspozycji na boiskowe wydarzenia?

– Dokładnie. W socjologii sportu często pojawia się kategoria „zglobalizowanego boiska”. Tak naprawdę dziś, bawiąc się w Mistrzostwa Świata czy Euro, trochę udajemy. Czym jest np. reprezentacja Szwajcarii, której piłkarze urodzili się w większości poza granicami państwa? To jest pytanie do dyskusji – czym dzisiaj jest naród? Gdybym miał się pokusić o konkluzję, to doszukiwałbym się co najwyżej subtelnych uwarunkowań kulturowych. One są ciągle obecne. Mówiliśmy o Azjatach, kulturze organizacyjnej. Kiedy czytałem wywiady z trenerem Henrykiem Kasperczakiem, który zjadł zęby na piłce afrykańskiej, jasno wybrzmiewało z nich, że tamtejszych reprezentantów cechuje inna mentalność. Czytamy reportaże i artykuły o brazylijskiej Pogoni Szczecin – to był specyficzny projekt sportowy, a mentalność i kulturowe uwarunkowania miały niebagatelny wpływ na szatnię. Uwarunkowania kulturowe nie wybrzmiewają więc bardzo silnie, ale można je odnaleźć, dojrzeć, właśnie w takich subtelnościach. 

Trudno tę naszą rozmową jednoznacznie podsumować…

– Zbierając to wszystko można stwierdzić, że pod samą kategorią „narodowości” mieści się wiele różnych aspektów. I to powinno być punktem wyjścia. Te różne rzeczy mogą oczywiście, ale nie muszą, przekładać się na to, w jaki sposób uprawia się futbol. Po drugie, stereotypy wyjaśniają jak rzeczywistość futbolowa wygląda i jak my ją postrzegamy oraz opisujemy. Wiemy z życia i socjologii, że język i nazywanie rzeczy w określony sposób mają performatywną moc. Nazwanie czegoś w jakiś sposób – czyni to właśnie takim. Jeśli powiemy, że Niemcy grają brzydką piłkę i zawsze wygrywają, to będzie się to w naszych głowach odtwarzało. Skończyłbym zatem stwierdzeniem, że do czynienia mamy z bardzo intensywnym procesem transferów, przepływania, wymiany, hybrydyzacji. Wskazywanie więc jakiegoś międzynarodowego wzoru jest dość trudne. Natomiast takie próby na pewno są. Są próby, by ujednolicić system, by wszystkie zespoły od juniora po seniora grały jednym systemem lub stawiały na jakiś rodzaj piłki. To temat do dyskusji. Mamy przykłady Belgów czy Szwajcarów i u nich możemy obserwować konsekwencje takich decyzji. Postanowiono, że będzie jednolity i spójny system, i owoce tych decyzji są właśnie zbierane. Ale znów zastanawiać można się – czy chodziło o narodowy charakter rozgrywki, czy raczej o narodowo-polityczną decyzję dotyczącą tego jak grać? Ona wcale nie musi mieć wiele wspólnego ze specyficznymi atrybutami kulturowymi narodu.

Ciąg dalszy nastąpi. Rozdział VII – „BIOLOGIA, FIZJOLOGIA I PSYCHOLOGIA” – opublikowany zostanie 14 lutego 2021 roku.

PRZEMYSŁAW MAMCZAK

***
Poprzednie odcinki naszego cyklu:

CZĘŚĆ I – WSTĘP >>

CZĘŚĆ II – GENETYKA >>

CZĘŚĆ III – BIOLOGIA I BIOCHEMIA >>

CZĘŚĆ IV – FIZJOLOGIA I BIOCHEMIA >>

CZĘŚĆ V – ŚRODOWISKO >>