CLJ-ka od środka: „Za cztery miesiące ta drużyna przestanie istnieć”

Miejscowość, w której mieszka… 650 mieszkańców za chwilę będzie gościć na swoim boisku takie drużyny jak Lech Poznań, Pogoń Szczecin czy Lechia Gdańsk. Olimpijczyk Kwakowo w najbliższą niedzielę zadebiutuje w CLJ U-15. Klub, który nie ma struktur dziecięcych i młodzieżowych, a drużyna trampkarza starszego jest ich pojedynczym rodzynkiem. Przed nimi wielka i niepowtarzalna przygoda na poziomie centralnym. Jak sobie poradzą? Będą autsajderami czy wprowadzą do ligi trochę kolorytu? Czy po rundzie wiosennej klub przestanie funkcjonować? Czy w przypadku utrzymania Olimpijczyka w CLJ, nadal będą funkcjonować na tym poziomie? Zapraszamy na obszerną rozmowę z Krzysztofem Mullerem, szkoleniowcem, który wprowadził tę ekipę na najwyższy szczebel rozgrywkowy w kraju.

CLJ-ka od środka: „Za cztery miesiące ta drużyna przestanie istnieć”

Kwakowo to niewielka wieś w gminie Kobylnica, w powiecie słupskim (woj. pomorskie). Tam trenuje drużyna, która na wiosnę będzie występować na boiskach CLJ. Sylwetkę tego klubu przybliżyliśmy wam jeszcze w grudniu ubiegłego roku (więcej).

Czy nie możecie już doczekać się startu ligi? Czujecie wielkie podekscytowanie związane z tym wydarzeniem?

– Zdecydowanie tak, dla nas, jak i całej wsi oraz gminy Kobylnica jest to wielkie święto. W historii Centralnej Ligi Juniorów jesteśmy najmniejszą miejscowością, która awansowała na ten poziom. Kwakowo liczy zaledwie 650 mieszkańców, więc ciężko będzie pobić ten rekord (śmiech). Żyjemy tym wszyscy i nie możemy się już doczekać pierwszego spotkania. Dla nas to będzie wielkie święto!

Wielkie święto, ale nie w Kwakowie, bo w oficjalnym terminarzu PZPN widnieje Słupsk jako miejsce, w którym odbędzie się wasz pierwszy domowy mecz w CLJ U-15 z FASE Szczecin. Dlaczego nie zagracie na swoim boisku?

– Z uwagi na fakt, że śnieg długo utrzymywał się na płycie naszego boiska – nie jesteśmy w stanie rozegrać pierwszego spotkania u nas, ale dostaliśmy zgodę na rozgrywanie meczów w Kwakowie. Prawdopodobnie już starcie z Wartą Poznań w 3. kolejce odbędzie się na naszym boisku, a przynajmniej taką mamy nadzieję. Z kolei z FASE Szczecin zagramy na sztucznej murawie w Słupsku przy stadionie Gryfa.

Jak wyglądały wasze przygotowania do sezonu? Zima mocno pokrzyżowała wam plany treningów na naturalnej murawie w Kwakowie?

– Jesteśmy małym klubem i mieliśmy z tym trochę problemów. W styczniu byliśmy na obozie przygotowawczym w Darłowie. Tam udało nam się wszystko zrealizować, tak, jak chcieliśmy. Rozegraliśmy kilka sparingów. Mierzyliśmy się głównie z seniorskimi drużynami z klasy okręgowej lub A-klasy, ale spróbowaliśmy swoich sił również z Pogonią Szczecin U-15 i GOSRiT Luzino (rocznik 2005). Gdy wróciliśmy do Kwakowa, mieliśmy więcej problemów, bo, niestety, zima w tym roku nas zaskoczyła i nie mogliśmy pracować na swoim boisku. W tamtym roku normalnie trenowaliśmy w tym okresie u siebie, a teraz byliśmy zmuszeni do przeniesienia się do Słupska. Tam jest jedno ogólnodostępne boisko ze sztuczną nawierzchnią, które było oblegane przez jedenaście klubów. Z uwagi na ten fakt, mogliśmy tam trenować tylko na „połówce” i  trzy razy w tygodniu, gdzie normalnie mamy cztery jednostki treningowe. Musieliśmy się posiłkować treningami motorycznymi czy siłowymi z trenerem od przygotowania motorycznego i instruktorem MMA, który również prowadził zajęcia z chłopakami. Nie szukamy usprawiedliwień. Mieliśmy, co mieliśmy i staraliśmy się wykorzystać, tak, jak najlepiej potrafimy. Jednak, nie było to łatwe, dopiero w przyszłym tygodniu wracamy do Kwakowa na boisko.

Rozumiem, że nadal są kałuże i błoto na płycie waszego boisku?

– Tak, myślę, że gdybyśmy teraz tam weszli, to po tygodniu boisko nie wyglądałoby za dobrze przez następne dwa tygodnie. Na tę chwilę bardziej widać błoto niż trawę.

Jak ocenia trener przygotowania? Czy w takich warunkach, jakie mieliście, można było zrobić więcej?

– Ciężko powiedzieć, bo nie chcę szukać usprawiedliwień w takich sytuacjach, bo nie tylko ja mierzę się z takimi problemami, zapewne inne drużyny też się z tym zmagały. Jedynie te większe akademie mogły sobie wejść pod balon i ze spokojem trenować. Na pewno do niektórych elementów tj. fazy przejścia, żeby zachować pewną odległość, potrzebne jest całe boisko. Oczywiście można coś zrealizować w małych grach, ale nie jest to odzwierciedlenie meczu. Ciężko jest zrobić np. fazę przejścia z obrony niskiej do ataku. Czy wszystko zrealizowaliśmy, co chcieliśmy w naszych przygotowaniach? Myślę, że tak w 90%. Jesteśmy gotowi i przygotowani na pierwszy mecz. Dopinamy jeszcze ostatnie transfery, wypożyczymy jeszcze kilku chłopaków. I będziemy walczyć. Uważam, że na takie warunki, jakie mieliśmy, zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy. Zarząd klubu zapewnił nam bardzo dobre warunki do treningów, pomimo trudnej sytuacji. Bo było wiele klubów z naszego regionu, które naprawdę nie miały, gdzie trenować. Dzięki działaniom zarządu mogliśmy cały czas pracować na świeżym powietrzu. Lepiej trenować na połówce boiska niż na hali.

Sparingi napawają optymizmem? Czy pojawiają się błędy, których wcześniej było? Zawodnicy odczuwają już stres przed meczami w CLJ?

– Uważam, że mecze towarzyskie są przede wszystkim dla trenera, żeby wyciągać wnioski i przygotować zespół, jak najlepiej do meczu mistrzowskiego. Czy napawają optymizmem? Myślę, że tak, bo próbowaliśmy różnych nowych schematów i ustawień. Były mecze lepsze i gorsze, ale nie chcę rozmawiać o wynikach meczów towarzyskich, bo jest to mało istotne. Jestem zadowolony z tego, jak wyglądała nasza gra w ostatnim sparingu. Już osiągnęliśmy efekt końcowy, jaki chcieliśmy.

Wspomniał pan wcześniej o treningach z instruktorem od MMA. Czy to oznacza, że skupiacie się na walorach fizycznych, starciach bark w bark itp.? Takim sposobem chcecie przechytrzyć bardziej technicznych rywali?

– Nie, bardziej traktujemy to jako poprawienie partii mięśniowych, które podczas gry w piłki nożnej mniej pracują, żeby to bardziej wyrównać. Dzięki tym treningom pewność siebie i walka bark w bark na pewno pójdą do góry, ale przede wszystkim chcemy grać w piłkę. Wiele lat pracowaliśmy na to, żeby tu się znaleźć i nie zamierzamy postawić autobusu, żeby się bronić. Oczywiście mamy w składzie kilku zawodników, którzy wyglądają dobrze pod względem fizycznym, ale też mamy takich z walorami motorycznymi czy technicznymi. Do tego pod względem taktycznym chcemy rywalizować z tymi drużynami na równym poziomie.  Uważam, że nie jesteśmy słabym zespołem, a te zajęcia z MMA nam pomogą w walce na poziomie CLJ, bo na tym szczeblu każdy szczegół będzie ważny.

Widziałem w mediach społecznościowych, że jeszcze w zeszłym tygodniu apelował pan do innych trenerów z regionu, żeby wypożyczyli zawodników do waszej drużyny. Jak ten proces budowania zespołu u was wygląda? Jak bardzo zmieniła się wasza kadra względem jesieni?

– Taki post w mediach społecznościowych pojawił się, dlatego, że w pewnym momencie przygotowań mieliśmy spore problemy kadrowe. Miałem do dyspozycji osiemnastu zawodników, z czego czterech to bramkarze, więc mówimy zaledwie o czternastu chłopakach z pola. Teraz wygląda to nieco lepiej. Jesteśmy na ostatniej prostej, żeby dopiąć kilka fajnych transferów. To będą zawodnicy, którzy pomogą tym, którzy są z nami od początku w Olimpijczyku. Mam nadzieję, że oni przyczynią się do tego, że cała drużyna pokaże się z dobrej strony na boisku, a to zaprocentuje propozycjami z ekstraklasowych akademii. Najważniejszy jest ich rozwój, a taki transfer to będzie dla nich najlepsze rozwiązanie. Trzon podstawowej kadry się nie zmienia, a chłopcy, którzy przyjdą, będą walczyć o pierwszy skład.

Do startu sezonu zostało zaledwie kilka dni, a pan mówi, że nie macie jeszcze dopiętej pełnej kadry. Czy nie ma trener obaw, że nowi zawodnicy będą potrzebowali trochę czasu, żeby zgrać się z zespołem? 

– Niestety, to jest problem, pewnie będą potrzebowali miesiąc, żeby wejść w zespół. Na pewno to utrudni sprawę. Powiem szczerze i otwarcie, że, niestety, współpraca z lokalnymi klubami jest straszna. Nie mam nic do ukrycia i nie boję się tego mówić, ale większość klubów i prezesów nie myśli o dobru dziecka i jego rozwoju, ale o… wyniku. Na Facebooku wszyscy piszą i mówią, że wynik nie jest ważny, a potem dzwonię do jednej z tych osób i proszę: „macie fajnego zawodnika, wypożyczcie mi go. Nie chcemy wam go zabrać. Wróci do was z większym doświadczeniem i ograniem w CLJ, bo Olimpijczyk Kwakowo i tak za cztery miesiące przestaje istnieć. Nie mamy piłki seniorskiej, więc wrócą do was mocniejsi i silniejsi”. Jaką dostaję odpowiedź? „Trenerze, ale ja spadnę z ligi”. Co ja mam mu wtedy odpowiedzieć? Tym bardziej, że w tym momencie liga wojewódzka C1 jest o nic, bo wszystko już jest wyjaśnione, jeśli chodzi o struktury na kolejny sezon. Dlatego to jest słabe, ale nie mogę wszystkich wrzucić do jednego worka, bo współpraca z prezesem MKS Debrzno była idealna. Nie było żadnych problemów i patrzył na dobro, i rozwój swojego zawodnika. Akurat ten chłopak był już z nami od początku przygotowań. W końcowej fazie okresu przygotowawczego, gdzie zmagaliśmy się z problemami kadrowymi, wysyłaliśmy specjalne pisma do prezesów lokalnych klubów, a oni nawet nie informowali rodziców, dlatego też kontaktowaliśmy się bezpośrednio z biurem menadżerskim i opiekunami. Kluby nie chciały współpracować. Gdyby jeszcze mówili o tym rodzicom, byłoby okej, ale rodzic jest nieświadomy i nic o tym nie wie. Aczkolwiek są wyjątki i czekamy na realizację sześciu transferów. Jest kilku fajnych trenerów i prezesów, którzy myślą o dobru zawodnika, ale cały czas uważam, że tego jest za mało.

Trenera zdaniem, z czego wynika ta mentalność i podejście prezesów do tych wypożyczeń? Nie ufają wam? W jaki sposób można to interpretować?

– Ciężko powiedzieć, nie wiem, czy nie ufają. Myślę, że bardziej chodzi o wynik. Nie ma co owijać w bawełnę. Każdy patrzy na wynik.

Czy w pełnym zestawieniu, zdrowi, zwarci i gotowi, przystąpicie do meczu z FASE Szczecin w najbliższy weekend? 

– Jeżeli chodzi o pierwszą kolejkę, będę miał do dyspozycji wszystkich podstawowych zawodników. Jedynie na pierwszy mecz nie będą gotowi nowi chłopcy, którzy do nas przyjdą, a tak poza tym to będę miał tę 11-tkę, która wywalczyła awans do CLJ U-15.

W tej rozmowie zaznaczył pan, że Olimpijczyk Kwakowo za cztery miesiące przestanie istnieć. Czy to też oznacza, że w tym sezonie w grupie B spada tylko jedna drużyna?

– Nie, bo jeżeli się utrzymamy, będziemy mogli komuś przekazać rocznik 2007, który wejdzie do CLJ-ki za Olimpijczyka Kwakowo. W tamtej wypowiedzi chodziło mi o to, że drużyna rocznika 2006 przestanie istnieć, a zawodnicy pójdą w świat. Już w tym momencie otrzymują propozycje od ekstraklasowych akademii z całej Polski. A jaka będzie przyszłość? To pytanie należy kierować do prezesa, jak to będzie wyglądało. Wiem, że mają jakąś alternatywę.

Czyli ew. wasze utrzymanie w lidze może się jeszcze komuś przydać? Dojdzie do jakieś fuzji czy przekazania?

– Tak, dzięki temu ktoś będzie mógł przeżyć fajną przygodę w CLJ.

Wasza przygoda nie byłaby w ogóle możliwa, gdyby nie zapis w regulaminie rozgrywek województwa pomorskiego. Nie wszędzie mogłoby dojść do takiej sytuacji, że to dany rocznik pracuje tylko dla siebie, mowa o spadkach i awansach. Bo są takie województwa w Polsce, gdzie dany rocznik robi awans następnemu rocznikowi ze swojego klubu. Tak jest chociażby w Wielkopolsce. Które z tych rozwiązań jest bardziej optymalne pana zdaniem?

– Zdecydowanie to rozwiązanie, które jest w naszym województwie. Uważam, że niesportowe jest wywalczanie awansu komuś innemu. Jeżeli ci chłopcy wywalczyli awans, to dla nich jest to nagroda i powinni grać w CLJ U-15, a nie, że rocznik starszy wywalcza awans młodszemu. To wszystko jest robione pod wielkie akademie, żeby się utrzymywały na najwyższym poziomie. Bo te małe kluby nie mają szans tam wejść przez taki zapis, bo nie mają struktur lub po prostu roczniki są na nierównym poziomie sportowym. Robione jest to wszystko z premedytacją, żeby większe akademie mogły funkcjonować. Po części rozumiem takie podejście. Bo w pewnym momencie chłopcy z mniejszych miejscowości muszą tam trafić, bo nie ma innej drogi. Aczkolwiek uważam, że dla takich małych klubów, jak my, jest to niesamowita motywacja do tego, że można coś takiego osiągnąć. Możemy stać się inspiracją dla drużyn z powiatu słupskiego, że można zajść tak daleko, będąc malutkim klubem. My teraz mówimy o zawodnikach i trenerach, ale warto też zaznaczyć, że mocno nas wspiera gmina Kobylnica i dwóch sponsorów: Adkonis – ferma kur i Almir transport – spedycja, którzy włożyli duże pieniądze w to, żebyśmy się tu znaleźli. To nie jest tak, że przygotowania i turnieje międzynarodowe są za darmo. My dwa razy w roku jeździliśmy na takie turnieje, mierzyliśmy się z takimi zespołami jak: FC Barcelona, Stoke City, Manchester United, FC Augsburg, RB Lipsk. Osiągaliśmy też z nimi fajne wyniki i to wszystko powoduje, że później przyjeżdżamy do Gdyni na mecz z Arką i wygramy 5:0. Do tego też nigdy z nimi nie przegraliśmy w lidze wojewódzkiej, a Arka Gdynia to uznana akademia w Polsce, a nie potrafili poradzić sobie z małym Kwakowem. To jest fajne, że taka drużyna może zagrać w CLJ-ce i pokazać się szerszej publice.

Rozumiem, że byłby pan za tym, żeby tak było nie tylko w województwie Pomorskim, ale i całej Polsce? 

– Przy takim układzie zobaczylibyśmy więcej małych klubów na tym poziomie. Mówię tutaj o CLJ U-15, bo w starszych kategoriach wiekowych byłoby o to trudniej.

To jest w ogóle niesamowita historia, bo mówimy o tym, że jesteście najmniejszą miejscowością, która będzie grać w CLJ. Gdyby Kwakowo leżało w innym województwie, nigdy nie zobaczylibyśmy was na poziomie centralnym. Ciekawe, ile jest takich ekip w Polsce, które mają potencjał na to, żeby grać w CLJ, ale uniemożliwia im to przepis o spadkach i awansach.

–   Dokładnie tak, należy odnotować duży plus województwu pomorskim za ten przepis. Bardzo się cieszymy z tego faktu.

Czy to też nie jest na swój sposób zabieranie marzeń chłopakom z mniejszych miejscowości? Mówię tu o przepisie, gdzie dany rocznik pracuje dla młodszego.

– Myślę, że na pewno. Wiele chłopców i tak nie będzie grało w przyszłości w piłkę nożną, a przeżycie takiej przygody w wieku 15 lat zostanie z nimi do końca życia. My możemy mówić o mistrzostwach świata czy Lidze Mistrzów, ale dla nich tu i teraz jest Liga Mistrzów. Wiem, że wynik w piłce młodzieżowej nie jest najważniejszy, ale po to jest ta rywalizacja na wyższym poziomie, żeby chłopcy też potrafili radzić sobie ze stresem. Ci co nie będą grać w przyszłości w piłkę, będą mogli powiedzieć za kilka lat: „grałem kiedyś w CLJ-ce!”. To jest spełnienie marzeń i ich Liga Mistrzów. Zderzamy się często z takimi komentarzami: „podniecacie się, jakbyście grali na mistrzostwach świata”. Hipotetyczna sytuacja: jednego dnia jest finał Mistrzostw Świata, Brazylia – Francja i Olimpijczyk Kwakowo – FASE Szczecin. To dla tych chłopców ten drugi mecz byłby finałem. Nie myśleliby w ogóle o meczu Brazylia – Francja, tylko o pierwszej kolejce CLJ z FASE. Wielu zawodników w tym okresie testowaliśmy, ale odrzuciliśmy. To też są ciężkie rozmowy, gdy trzeba powiedzieć, że zawodnik nie jest na tym poziomie, żeby grać w CLJ. Nie chcemy też robić danemu chłopakowi złudnych nadziei na to, że będzie grał. Bo to nie o to chodzi. Lepiej jest grać poziom niżej i walczyć o swój rozwój, aniżeli siedzieć pół roku na ławce w CLJ, mając 15 lat. CLJ przyciąga młodych chłopców i jest spełnieniem marzeń dla nich, i możliwe, że to jedyna przygoda w ich życiu na poziomie ogólnopolskim. To jest niesamowite, że do takiego Kwakowa przyjadą takie zespoły jak Pogoń Szczecin czy Lech Poznań. Jeszcze kilka lat temu śmiali się ze mnie, gdy mówiłem, że takie drużyny będą tutaj przyjeżdżać, a za dwa, trzy tygodnie to się ziści. Nic, tylko grać w piłkę. My nic nie musimy już nikomu udowadniać, tylko możemy.

Słowa, jakie pan przed chwilą użył, nieraz słyszeliśmy, ale w kontekście młodszych kategorii wiekowych i Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”, że tam dzieci mogą przeżyć niesamowitą przygodę, którą będą wspominać do końca życia, nawet, jeśli po drodze zrezygnują z piłki nożnej. 

–  Miałem okazję być na tym Turnieju i mogę powiedzieć, że jest on rewelacyjny. Szkoda, że trochę przepisy się zmieniły, które promują większe akademie. Kiedyś było tak, że mógł brać udział cały UKS, a teraz jest tak, że grają tylko szkoły, gdzie te największe akademie od małego posyłają dzieci do klas sportowych. A jak to wygląda w mniejszych miejscowościach? Dzieci są porozrzucane po szkołach z całej gminy. Ciężko byłoby uzbierać uczniów z Kwakowa tylko na ten Turniej. Olimpijczyk przecież składa się z zawodników z całej gminy Kobylnica, a chłopcy chodzą do różnych szkół.  Szkoda, bo obecnie nazwa traci swój wydźwięk, to już nie jest „z podwórka na stadion”, bo brakuje drużyn z gmin i powiatów, widujemy zespoły z ekstraklasowych akademii pod postacią klasy sportowej danej szkoły podstawowej.

Zapowiadając start rundy wiosennej w CLJ U-15 i U-17, mocno uwypukliłem temat tzw. tremy debiutanta, czyli pierwsze kolejki w lidze, które wiążą się z stresem. Następstwem są głupio stracone bramki, a efekt końcowy to wysoka porażka. Gdy ich na początku sezonu trochę się uzbiera, później trudno to odrobić, bo sezon jest krótki, bowiem to tylko 14. kolejek…

– My staramy się do tego nie podchodzić w ten sposób, że mamy się utrzymać, czy zdobyć mistrzostwo. Bardziej chcemy skupić się na każdym meczu po kolei i dać z  siebie wszystko. Oczywiście, chcemy wygrywać mecz za meczem. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, gdzie zespół, który awansował do ligi wyżej, będzie walczył tylko o utrzymanie. Chcemy wygrywać każdy kolejny mecz. Trema? Pewnie się pojawi, bo my jako Olimpijczyk Kwakowo w województwie nie przegraliśmy żadnego oficjalnego spotkania, nie chcę skłamać, ale tak się dzieje, bodajże od trzech, czterech lat. Teraz zawodnicy będą musieli się nauczyć, jak sobie radzić z ew. porażką, kiedy przeciwnik jest na wyższym poziomie. Czy trema będzie? Myślę, że będzie, stres też się pojawi, ale chłopcom powtarzam: „stres i trema to jest dla was przywilej. Po to pracujecie cały tydzień, żeby tego jednego dnia poczuć tę adrenalinę i pozytywny stres”. Chcemy, że to w tę stronę poszło, żeby poczuli, że są częścią czegoś wyjątkowego. Aczkolwiek oni już mają za sobą starcia z wymagającymi i renomowanymi rywalami. Wymieniałem już kogo mamy na rozkładzie: RB Lipsk, HSV Hamburg, Stoke City, Manchester United czy FC Barcelona. Jeżeli chodzi o sparingi też już mierzyliśmy się z Pogonią czy Legią, więc trema raczej ich nie dotyczy. Jestem bardziej ciekawy tego, jak sobie poradzą z porażką. Sam jestem po raz pierwszy CLJ-ce i będę zbierał doświadczenie na tym poziomie, a na pewno to zaprocentuje w przyszłości, jeżeli chodzi o mnie, jak i chłopaków.

Czy mentalność to jest temat, na który zwracacie sporą uwagę?

– Tak, zwracamy uwagę i pracujemy na tym. To jest bardzo ważny element w zawodzie piłkarza. Pracowaliśmy ze specjalistami, a ostatnio ukończyłem też kurs trenera mentalnego u Dawida Piątkowskiego i staramy się do tego podchodzić z punktu pedagogicznego. Na tę chwilę nie pracujemy ze specjalistą, ale może to się zmieni, to zależy (śmiech).

Wracając jeszcze do zapowiedzi sezonu, zaznaczyłem tam też, że spodziewam się wysokich wyników w pierwszych kolejkach CLJ U-15 i U-17 z udziałem beniaminków. Nie wyssałem tego z palca, bo są to wyciągnięte wnioski na podstawie poprzednich sezonów. Nie chcę być złym prorokiem. Może wy nie dostaniecie w „cymbał” od rywala, tylko inni debiutanci będą musieli skonsumować smak wysokiej porażki…

– Wierzę w swoich chłopaków. Jednak ciężko jest coś mówić przed meczem. Zadzwoni do mnie pan po 3. kolejce, wtedy będę mógł powiedzieć coś więcej. Będziemy walczyć i chcemy wygrywać każdy kolejny mecz, a co będzie? To się okażę. Zadaniem naszych chłopców jest pokazanie się skautom innych drużyn, żeby później otrzymać propozycję przejścia do nich. My już nic nie musimy, swoje zrobiliśmy. Oczywiście pojawią się hejterzy, którzy będą się napinać, że: „Kwakowo nie ma żadnych szans”. Jednak, ja wierzę w tych chłopców. Jesteśmy autorami już nie takich niespodzianek. Aczkolwiek tutaj czekają nas bardzo trudne wyzwania. Bo będziemy mierzyć się z siedmioma fantastycznymi zespołami, gdzie nie będzie ani jednego tygodnia, aby złapać oddech, bo mecz za meczem to starcia z drużynami z najwyższej półki. Na myśl o tej lidze, czuję się uradowany, bo w lidze wojewódzkiej potrafiliśmy wygrywać po 25:0. To nie jest dobre dla rozwoju moich zawodników.  Wyobraża pan sobie taką sytuację, gdzie zawodnik przy stanie 10:0 wraca do obrony po stracie piłki w fazie ataku? Nieważne, jakbym mocno się na niego wydarł, to on i tak powie: „trenerze, jest 10:0, po co mam wracać?”. Tutaj takich sytuacji nie będzie. Każdy mecz będzie musiał być wykonany na sto procent i z pełną koncentracją.

Wspominałem o wygranej 5:0 z Arką Gdynia, tamto spotkanie rozegraliśmy w sposób perfekcyjny pod względem mentalnym, taktycznym i myśleniu o każdym szczególe. Później widziałem, ile ten mecz ich kosztował, bo przez trzy następne kolejki oni dochodzili do siebie pod względem psychicznym i mentalnym. Mieli przeciążone głowy i potrzebowali luzu i oddechu. A w CLJ, co tydzień będą grać na takim poziomie. Będzie trzeba zachowywać odpowiednie odległości i myśleć o każdym szczególe, bo każdy mały błąd, nawet w strefie wysokiej, może kończyć się utratą bramki, co więcej taki scenariusz miał miejsce już w sparingach z Pogonią i Legią. Każdy błąd był karcony przez przeciwnika. Gdy podobny błąd popełniłeś w lidze wojewódzkiej, jeszcze można było go naprawić w trakcie trwania akcji, a tutaj zespoły przeciwne wykorzystują to bezlitośnie. Koncentracja musi być na najwyższym poziomie przez cały mecz, a dla rozwoju zawodnika uważam, że lepiej przegrać 0:1 niż wygrać 25:0. Celem głównym Kwakowa jest wychowanie zawodnika na poziom Ekstraklasy, a awans do CLJ to był cel poboczny, który może im to szybciej umożliwić. Gdy będziemy grać z lepszymi drużynami, chłopcy będą się rozwijać, dlatego uważam, że w piłce nożnej, po części, wynik jest ważny, bo przez to, że wygraliśmy ligę wojewódzką, możemy grać teraz z najlepszymi. A czy w CLJ jest ważny wynik? Uważam, że na pewno mniej niż tam.

Trener podkreślał, że nie przegraliście oficjalnego meczu od kilku lat, a zaraz przyjdzie weekend, padnie wynik 0:5, i co wtedy? Nastąpi takie mocne zejście na ziemię? Bardziej myślę tu o tym, jak zawodnicy to odbiorą, bo trener wyciągnie wnioski i zauważy, co było dobre, a co złe. Tydzień temu rozmawiałem z trenerem Lechii Zielona Góra U-17, Michałem Grzelczykiem i mówił o tym, że jego drużyna fajnie wypadała na sparingach. Był zadowolony z wielu aspektów gry w meczu z Lechem Poznań, a dodatkowo trenerzy i zawodnicy Lecha bardzo chwalili jego zespół. Aczkolwiek patrzymy na wynik i widzimy, że było 1:5. Co z tego, że pojawiły się pochwały, jak wynik poszedł w świat. Postronny obserwator zobaczy suchy wynik i powie: „o jakim dobrym meczu oni mówią, jak było 1:5?”.

– Na pewno będziemy się tego uczyć i przy ew. porażkach – nie poddamy się i będziemy gotowi na następny mecz. Będziemy starali się wyeliminować nasze błędy. Nagrywamy każde nasze spotkanie, więc mamy materiał do analizy i na tym pracujemy. Na pewno nie poddamy się do końca rozgrywek i z meczu na mecz, grając z takimi przeciwnikami, będziemy się szybciej rozwijać. Myślę, że z każdym kolejnym spotkaniem będziemy wyglądać co raz lepiej, ale ciężko coś obiecywać przed 1. kolejką. Chcemy wygrać z FASE…

Wiadomo, że trener nie powie im: „panowie, jedziemy po najniższy wymiar kary”…

– Albo: „no to co? Autobus i módlmy się, żebyśmy coś strzelili z przodu”. Tak nie będzie. Będziemy walczyć. Sam jeszcze nie wiem, jak będziemy reagować na porażki, mamy kilka pomysłów i będziemy je wdrażać, bo musimy mieć jakiś plan A, B, C i D. My dopiero będziemy uczyć się tej ligi. Przed chwilą wszystko wygrywaliśmy, a teraz poprzeczka jest zdecydowanie wyżej, należy też pamiętać, że to nadal są jeszcze dzieci, a nie piłka seniorska. Po porażkach będą się pojawiały u nich różne myśli i zdecydowanie trudniej jest z nimi rozmawiać, gdy dodatkowo są jeszcze w okresie dojrzewania.

Do tego CLJ to jest już medialna liga. Zatem będzie o waszych meczach głośno. Aczkolwiek nie zawsze będzie transmisja. Zatem, nawet, jeśli zagracie fajny mecz z Lechem czy Pogonią, z którego trener będzie zadowolony, bo fajnie pressowaliście i reagowaliście po stracie albo stwarzaliście sobie multum okazji itd. Aczkolwiek na tablicy wyników będzie 0:5, to wynik idzie w świat, a nie wasza postawa, bo nikt tego nie widział.

– W ubiegłej rundzie dwa zespoły z Bydgoszczy, co tydzień doznawały wysokich porażek w CLJ U-15. To jest trudne, żeby po wynikach 0:8, 0:10 czy 0:12 pozbierać taki zespół. Rozmawiałem z trenerami, którzy byli w CLJ,  ale z niej spadli, mówili, że po pół roku ich zespoły się rozpadały, bo zostali po prostu sprowadzani na ziemię.

Podam taki przykład: w ubiegłej rundzie MUKS CWZS Bydgoszcz grał w CLJ U-17 i przegrał 14 na 14 możliwych spotkań i stracił blisko 50 goli. Aczkolwiek, gdy rozmawiałem z trenerem FASE, Krzysztofem Białkiem czy szkoleniowcem Arki Gdynia, Krzysztofem Janczakiem, to obaj podkreślali, że mecze z MUKS-em były bardzo ciężkie i nie byli to typowi chłopcy do bicia, co sugerowała tabela.

– Teraz tylko pytanie, jak do tego podszedł trener tego zespołu po CLJ-ce, czy poskładał chłopaków „do kupy”? Jeżeli inni trenerzy faktycznie ich chwalili, a kilku tych chłopców trafiło do lepszych akademii to wtedy można powiedzieć, że im się udało osiągnąć zamierzony cel. Z drugiej strony patrząc, przegrali wszystkie mecze, ale grali na tym poziomie. Możemy mówić różne rzeczy, ale ja chciałbym być na miejscu MUKS-u i wejść do CLJ-ki, żeby grać z takimi drużynami. Z perspektywy ligi wojewódzkiej można powiedzieć, że na to zasłużyli, bo tam się dostali, wygrali ligę i baraże.

Pana zdaniem każdy mecz w CLJ, bez względu na wynik, będzie cenną lekcją dla ich późniejszego rozwoju? Każde spotkanie, nawet wysoka porażka, będzie lepsza dla nich niż jakikolwiek wygrany mecz w lidze wojewódzkiej?

– Zdecydowanie tak, bo tak, jak występuje różnica między podokręgiem a ligą wojewódzką, tak, jeszcze większa jest między wojewódzką a CLJ. Pomimo faktu, że jeszcze tam nie zagrałem i można powiedzieć, że się wymądrzam, ale mam za sobą wiele spotkań z drużynami z CLJ i widzę ogromną różnicę. Jeżeli chcemy się rozwijać, a zawodnicy chcą iść do lepszych akademii, gdzie będzie duża rywalizacja na każdej pozycji, jest to naturalne, że chłopcy będą się rozwijać, bo będą musieli dać z siebie sto procent w każdym meczu. Na pewno to wpłynie na ich rozwój i przyspieszy go, jak i to zaprocentuje w przyszłości. Mam bardzo ciekawych zawodników, którzy już w tym momencie byliby wiodącymi zawodnikami w większych akademiach. My jesteśmy małym klubem, gdy pojawi się kilka urazów lub kwarantanna, możemy mieć wtedy bardzo duży problem. W Lechu Poznań, gdy wypadnie sześciu zawodników, na ich miejsce wskakuje sześciu o taki samych możliwościach. My nie dysponujemy taką kadrą, żeby zastąpić zawodnika w stosunku jeden do jednego. Najbardziej obawiam się tego, że w pewnym momencie sezonu będzie mi brakowało odpowiednich zawodników. Z drugiej strony też to jest szansa dla chłopaków, którzy siedzą na ławce, żeby się pokazać. To jest piłka nożna, więc będziemy walczyć.

Co się stanie z klubem Olimpijczyk Kwakowo za cztery miesiące? Przestanie istnieć? Czy otworzycie nabór do innej drużyny? Czy nadal pan będzie chciał pracować w Kwakowie? Co będzie się działo wokół klubu? Bo jedno już wiemy, wasi zawodnicy pójdą do ekstraklasowych akademii.

– Mam taką nadzieję, że pójdą, bo jeszcze daleka droga przed nimi. Mają trzy miesiące na to, żeby się pokazać. Do piłkarzy przez duże P im jeszcze wiele brakuje. Z kolei, co do klubu to wiem jedno, że ten rocznik kończy swoją przygodę z piłką. Tak naprawdę to prezes z zarządem będą decydować o tym, czy będą chcieli dalej ciągnąć ten projekt, ale z innym rocznikiem. Może zrobią z kimś fuzję? Wiem, że już są przeprowadzane wstępne rozmowy na ten temat. Na tę chwilę bliżej do tego, że klub zakończy swoją działalność, ale może to się jeszcze zmieni? Bo jeszcze nie wiadomo, czy wszyscy chłopcy będą chcieli odejść z Kwakowa. U mnie wygląda to tak, że ja po sezonie kończę współpracę z tymi chłopcami na dobre. Chyba, że w przyszłości spotkamy się jeszcze w reprezentacji Polski – ja jako selekcjoner a oni jak reprezentanci kraju (śmiech). Jednak, w tym momencie nie myślę o tym, co będę robił za trzy, cztery miesiące, pomimo różnych propozycji. To jest miłe i bardzo fajne, ale na tę chwilę myślę już o niedzieli. Muszę być skoncentrowany w stu procentach na kolejnym meczu, tak, jak zawodnicy. A co przyniesie przyszłość? Pożyjemy, zobaczymy.

Czego możemy się spodziewać po Kwakowie w CLJ?  

– Do tej pory byliśmy zespołem, który słynął z wysokiego pressingu i absolutnej dominacji na boisku. Na poziomie centralnym będziemy chcieli to utrzymać, ale przede wszystkim możecie się po nas spodziewać: serca do gry, waleczności oraz stu procentowego zaangażowania. Nie chcę mówić o szczegółach taktycznych, bo trenerzy innych drużyn zapewne czytają ten wywiad, ale przede wszystkim skupiłbym się na sferze mentalnej, że determinacja, zaangażowanie, walka o każdy centymetr boiska w każdym meczu, to będzie nasza wizytówka. Chłopcy będą chcieli pokazać, że z małej wioski można się wyróżniać i nie trzeba być od razu w dużej akademii. Jeśli sprawimy jakaś niespodziankę, a głęboko wierzę w czternaście takich przypadków (śmiech), to przeżyjemy niesamowitą przygodę.

ROZMAWIAŁ ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. archiwum prywatne Krzysztofa Mullera