Najciekawsze reportaże Weszło Junior w 2021 roku. Co warto nadrobić?

W poprzednich latach przyzwyczailiśmy was do tego, że jeździliśmy po całej Polsce, żeby sprawdzić jak ze szkoleniem dzieci i młodzieży radzą sobie poszczególne ośrodki i co mają w sobie wyjątkowego. Nie zrezygnowaliśmy z tych wyjazdów, ale było ich zdecydowanie mniej, bo skupiliśmy się na innych tematach,  z których powstały ciekawe, wartościowe reportaże.

Najciekawsze reportaże Weszło Junior w 2021 roku. Co warto nadrobić?

Zaczęliśmy podsumowanie roku od zebrania najciekawszych wywiadów w 2021 roku, które warto nadrobić, jeśli przegapiło się ich premierę. To samo robimy dziś z reportażami, w którym nie brakuje tematów szkoleniowych, ale też są materiały: sylwetkowe, wspominkowe, relacje z ważnych wydarzeń, jak i takie, które zmuszają do refleksji, gdzie piłka nożna jest tylko dodatkiem do całej historii.

10. „Świetna zabawa pod okiem trenerów z reprezentacji – Finały Zielonych Wyzwań”

Niestety, w 2021 roku nie odbył się największy turniej w Europie „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”, z uwagi na pandemię. Aczkolwiek organizatorzy tego wydarzenia postanowili czymś zastąpić grę na boisku i wymyślili „Zielone Wyzwania”. Co to takiego? Piłkarskie zadania dla młodych zawodników i zawodniczek. PZPN wraz z firmami “Tymbark” oraz “Electrolux” przygotowali kilka drużynowych oraz indywidualnych wyzwań, które następnie trenerzy i opiekunowie publikowali na specjalnie przeznaczonej do tego grupie na Facebooku, a zwycięzcy poza atrakcyjnymi nagrodami rzeczowymi, na koniec mieli się razem spotkać i potrenować we Warszawie ze szkoleniowcami z Mobilnej Akademii Młodych Orłów.

Jak wyglądało to spotkanie? Byliśmy tam i szeroko opisaliśmy całe przedsięwzięcie, które okazało się ciekawą alternatywą dla turnieju piłkarskiego, gdzie dzieci czerpały wielką radość z tego, że mogą trenować w takim miejscu i z takimi szkoleniowcami. – Dla mnie jest to wielka radość. Jak zobaczyłem całą tę otoczkę, drużyny… Jest ich trochę mniej, bo pandemia trwa, ale samo to, że mogę się z nimi pobawić, pograć w piłkę, to jest dla mnie mega radość, co też było widać. Nie wiem, czy nie byłem bardziej spragniony gry od… samych dzieci. Bardzo tęsknię za Turniejem, mam nadzieję, że w przyszłym roku będziemy już normalnie funkcjonować – podkreślał nam DJ Ucho.

Świetna zabawa pod okiem trenerów z reprezentacji – Finały Zielonych Wyzwań

9. „Z Widokiem na przyszłość. Złota szkółka ze Skierniewic”

Myślisz Skierniewice, mówisz – Unia? I pewnie nie różnisz się w tym spojrzeniu z większością piłkarskich kibiców nad Wisłą. Unia występuje obecnie w III lidze. W mieście prężnie działa też jednak lokalny rywal – Widok, którego wychowankowie stanowią połowę kadry wyżej notowanego teamu.

Jak nietrudno się domyślić – między Widokiem i Unią chemii nie ma. – Nie traktujemy Unii jako konkurencji. Nie obawiamy się sytuacji, że ktoś odejdzie od nas argumentując, że w Unii znajdzie wyższą jakość szkolenia czy lepszą organizację. Rywalizacja między klubami toczy się raczej w sprawach pozasportowych, np. przy podziale dotacji czy dostępności do obiektów. Zależy nam na tym, żeby szkolenie było traktowane na równi z piłką seniorską, bo praca od podstaw daje solidne fundamenty pod dorosłą piłkę. Widać to chociażby po kadrze trzecioligowej Unii. Gdyby nie było naszego szkolenia, dzisiaj w Unii nie byłoby naszych wychowanków – mówi Rafał Rożek, koordynator MLKS-u.

Czego po Widoku możemy spodziewać się w najbliższej przyszłości? A czego w tej nieco dalszej?

Rożek: – Dziś mocno zaangażowani jesteśmy w budowę. Finansowo jest stabilnie, bo mamy certyfikację i finansowanie miasta. Mam jednak pomysł – myślę, że fajny… Biorąc pod uwagę potencjał naszych grup, nie będziemy mieć szesnastu równych chłopaków, ale moglibyśmy stworzyć grupy “future”, grupy “złote”, które skupiać będą wiodących w danej kategorii. Żaka, Orlika i Młodzika. Byłyby to grupy złożone z dwóch roczników, w których trenerzy bardzo dużą wagę przykładaliby do analizy treningu, meczu, do analiz indywidualnych, a w starszych kategoriach analiz działań grupowych. Do tego dodatkowe warsztaty, uświadamianie w sprawach np. dietetyki itd. Dać im jak najwięcej, żeby w momencie, gdy wejdą do dużej akademii, nie potrzebowali czasu na aklimatyzację czy adaptację. By nie musieli gonić za zaległościami. Taki mam pomysł i chciałbym przekonać do niego trenerów. Zobaczymy, co z tego wyjdzie – kończy.

Z Widokiem na przyszłość. Złota szkółka ze Skierniewic

8. „400 dzieci w szkółce na wsi?! “Wyróżnia nas to, że my chcemy”. Szkoła Futbolu Staniątki”

Czy klub piłkarski w małej gminie powinien bić się o IV ligę? Jasne, ale tylko wtedy, gdy swoją grę oprzeć może na solidnym fundamencie w postaci wychowanków. Choć w większości ośrodków fundament solidny nie jest, a jedynym ich oparciem są pensje dla zawodników transferowanych, nie brakuje pasjonatów, którzy chcą odwrócić trendy.

Staniątki to wieś położona w województwie małopolskim, w powiecie wielickim. 22 km od Krakowa i 5 km na południowy zachód od Niepołomic, w sąsiedztwie Puszczy Niepołomickiej. Zamieszkuje je nieco ponad trzy tysiące osób. Aż 400 trenuje za to w lokalnej szkółce piłkarskiej, którą 12 lat temu utworzył Krzysztof Turecki.

Wszystko zaczyna się od wizji – uważa Turecki. – Powstanie Szkoły Futbolu Staniątki to efekt tego, że w pewnym momencie mojej piłkarskiej przygody zostałem… odsunięty. Grałem w LKS-ie Czarni Staniątki, ale w moje miejsce wskoczył gość z Krakowa. To mnie zabolało. Kiedy LKS awansował do IV ligi, uderzyło mnie, że w składzie było kilka osób, które znałem i chyba tylko jeden zawodnik ze Staniątek. Pomyślałem wtedy: w jakim kierunku zmierza nasza piłka nożna?!

400 dzieci w szkółce na wsi?! “Wyróżnia nas to, że my chcemy”. Szkoła Futbolu Staniątki

7. „Z Podwórka do Kadry: Dominika Grabowska”

W cyklu “Z Podwórka do Kadry” przedstawialiśmy wam sylwetki reprezentantek Polski, które brały udział w Turnieju “Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”, zaczynając od początków przygody z futbolem, a kończąc na ich aktualnej sytuacji na europejskim lub krajowym podwórku. Dominika Grabowska to zawodniczka bardzo utytułowana i ma już na swoim koncie ponad 50 występów w narodowych barwach.

W reportażu o Grabowskiej nie brakuje wielu ciekawych i zabawnych anegdot związanych z jej początkami gry w piłkę, gdzie przez długi czas grała w jednym zespole z chłopakami. – Był taki chłopak w Zniczu, który często mi dokuczał: “dziewczyny nie powinny grać w piłkę”. Gdy byliśmy na obozie, to nagminnie mnie zaczepiał. W pewnym momencie nie wytrzymałam, zabrałam jego korki, związałam sznurówki i schowałam. Nie przyznałam się do winy, ale trener tylko na mnie spojrzał i wiedział, że to ja (śmiech). Innym razem poszłam na boisko z bratem, żeby pograć w piłkę. I jakiś chłopak powiedział: “co? żadna dziewczyna nie będzie z nami grała”. Mój brat oznajmił: “niech gra, zobaczysz, co potrafi”. Tak mi dokuczał, że mnie sprowokował do tego, że mu dwa “tunele” założyłam podczas gierki i z płaczem wrócił do domu – opowiada z uśmiechem na ustach Grabowska.

Jak ta sytuacja z butami wyglądała z perspektywy trenera obecnego na tym obozie sportowym? – To był jej pierwszy obóz piłkarski w życiu, a do tego z chłopcami. Z nami też pojechała wtedy jeszcze jedna dziewczynka, która nie za bardzo grała w piłkę, ale była tam m.in. po to, żeby Dominika mogła być z koleżanką w pokoju. Bo nie mogło być tak, żeby dziewczyna była z chłopkami w jednym pokoju. Na tym obozie był taki jeden Rafałek, który bardzo jej dokuczał. I ona pewnego dnia schowała mu tego buta, on się popłakał i przyszedł na skargę. Szukaliśmy winnego, zebraliśmy całą grupę i mówimy im: “oddajcie mu tego buta”. Wszyscy się wypierali, tylko jedna Dominika w ogóle się nie odzywała. Spojrzałem na nią kątem oka, wziąłem ją na bok, a ona mi powiedziała: “on cały czas mi dokuczał, dlatego mu schowałam tego buta”. I od tamtej pory miała już spokój. Tą sytuacją pokazała, że nie ma z nią żartów – przedstawia swoją wersję zdarzeń, Łukasz Milankiewicz.

Z Podwórka do Kadry: Dominika Grabowska

6. Z Podwórka na EURO: Tomasz Kędziora

Z uwagi na fakt, że na Mistrzostwa Europy 2020 udało się ośmiu zawodników z przeszłością w Turnieju “Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”: Arkadiusz Milik, Piotr Zieliński, Kacper Kozłowski, Bartosz Bereszyński, Kamil Piątkowski, Jakub Moder oraz wspomniani na wstępie Puchacz i Kędziora. W cyklu “Z Podwórka na EURO” przedstawiliśmy sylwetki każdego z nich, zaczynając od początków przygody z futbolem, a kończąc na ich aktualnej sytuacji w Bundeslidze, Serie A czy Premier League.

Co takiego jest w niewielkim miasteczku w województwie lubuskim, że wychowywało się tam dwóch przyszłych reprezentantów kraju? Sulechów jest pod tym względem niewątpliwie wyjątkową miejscowością, a to właśnie tutaj przyszli na świat Tymoteusz Puchacz i Tomasz Kędziora. Czy Kędziora był wielkim talentem?

– Nie sądzę, żeby to był największy talent, który przewinął się przez moje ręce. Wydaje mi się, że nie był nawet najbardziej utalentowany w swojej drużynie w Zielonej Górze. Ale to chłopak, który ma do głowy wbity etos pracy. Jest chorobliwie zakręcony na punkcie rozwoju, szalenie ambitny i bardzo, ale to bardzo pracowity. Może to brzmi jak laurka, ale gdybym miał inną opinię na temat Tomka, to bym panu o tym powiedział. Ale naprawdę ze świecą szukać takiego pracusia – mówił Piotr Żak, który prowadził go w pierwszych latach piłkarskiej kariery.

Z Podwórka na EURO: Tomasz Kędziora

5. „Nie byli na Igrzyskach, a są Olimpijczykami. Romantyczna historia drużyny z małej wsi”

Piłkarski romantyzm to jest coś, co bardzo uwielbiamy, a rzadko widujemy. UKS Olimpijczyk Kwakowo idealnie wpasowuje się w kanon niesamowitych, niemożliwych a zarazem przepięknych historii. Klub z wioski liczącej 650 mieszkańców, bez struktur młodzieżowych, trenujący cały rok na naturalnym boisku bez oświetlenia, składający się głównie z lokalnych zawodników – który jeździł na międzynarodowe turnieje po całej Europie, a w Polsce był w stanie rywalizować jak równy z równym, nawet z największymi.

Olimpijczyk Kwakowo w swoim klubie miał tylko jeden zespół – rocznik 2006, który funkcjonował u nich do końca lata tego roku, czyli kategorii trampkarza. Swoją historię zwieńczyli awansem, a następnie utrzymaniem w CLJ U-15, gdzie w międzyczasie jeździli na europejskie turnieje mierząc się z takimi klubami jak: FC Barcelona, Stoke City, HSV Hamburg czy RB Lipsk.

Spora grupa ludzi z tego klubu: zawodników, trenerów, działaczy, sponsorów była związana ze sobą od ośmiu lat. Byli jak papużki nierozłączki. Trenowali cztery razy w tygodniu na boisku w Kwakowie a w każdy weekend grali mecze. Spędzali ze sobą tak dużo czasu, że stali się dla siebie kimś więcej niż tylko kolegami z drużyny. W wielu klubach słyszymy wyświechtane slogany: “jesteśmy jak rodzina”, a w przypadku Olimpijczyka to nie są puste słowa, bo za tym szły czyny. I moment rozstania był bardzo wzruszającą chwilą dla wszystkich. Mimo że wygrali cały turniej we Włoszech, gdzie grały takie ekipy jak: Udinese czy Pordenone to po końcowym gwizdku pojawiły się łzy…

– Łzy poleciały dlatego, że wiedzieliśmy, że to nasz ostatni mecz. Na początku się cieszyliśmy, ale w szatni przed ceremonią wręczenia medali, wszyscy zaczęli płakać, ponieważ mieliśmy taką świadomość, że nigdy już ze sobą nie zagramy – tłumaczy Jakub Adkonis.

– Spędziliśmy razem osiem lat. To jest kawał czasu. Pierwszy raz przeżyłem coś takiego, nawet trudno mi do tego wracać wspomnieniami, bo od razu mam przed oczami obrazek, gdy każdy płacze, bo skończyła się nasza przygoda. Niesamowite emocje, których nie zapomnę do końca życia. Nie spodziewałem się, że ja i zawodnicy w taki sposób zareagujemy po końcowym gwizdku. Przez chwilę się cieszyliśmy, ale po dwudziestu, trzydziestu sekundach pojawiły się łzy, a w szatni to już była prawdziwa rozpacz – wyjawia kulisy Muller.

– Dopiero po tej sytuacji zrozumiałem, dlaczego doświadczeni trenerzy radzili mi, żeby po dwóch, trzech latach zmieniać rocznik i pracować z innym. Teraz to rozumiem, bo z tymi chłopakami się zżyłem, co więcej, znam ich dłużej niż własną córkę oraz traktowałem jak własne dzieci. Dlatego te emocje eksplodowały. Z jednej strony jest to fajne i miłe, a z drugiej to bardzo ciężkie przeżycie dla mnie i dla nich. Wygraliśmy puchar, a on nie miał żadnego znaczenia, bo w głowie mieliśmy tylko takie myśli, że już nie będziemy razem trenować i nie zagramy już w tym składzie żadnego meczu. Zrobiło nam się smutno – zaznacza.

Nie byli na Igrzyskach, a są Olimpijczykami. Romantyczna historia drużyny z małej wsi

4. „Czy cukrzyca przeszkadza w uprawianiu sportu? “Słodka Polska” obala mity”

To jest reportaż, gdzie piłka nożna jest dodatkiem, bardzo ważnym, ale dodatkiem. Bo głównym tematem są dzieci chore na cukrzyce i walka ze stereotypami. Wiele osób błędnie myśli, że cukrzyca wiąże się z ograniczeniami w kontekście uprawiania sportu. – Warto zaznaczyć, że wysiłek fizyczny jest korzystny dla dzieci z cukrzycą, ponieważ uwrażliwia organizm na działanie insuliny. Insulina to jedyny lek, który pozwala im żyć, a możemy ją podawać tylko zastrzykiem. Jeżeli dzieci uprawiają sport, który uwrażliwia na insulinę, to czasem może zdarzyć się tak, że będą potrzebowali jej mniej lub w ogóle nie będą musieli jej podawać przed posiłkiem. To jest dla nich spora korzyść. Wysiłek fizyczny poprawia cukry, czyli glikemię, którą muszą monitorować. Im bardziej mają prawidłowe cukry i zbliżone do osób zdrowych, tym lepszy jest ich stan zdrowia i mniejsze ryzyko rozwoju przewlekłych powikłań w przyszłości – mówiła nam lek. Marta Sumińska.

Jakie są najbardziej szkodliwe mity na temat cukrzycy? – Największym mitem jest to, że często o cukrzycy myśli się w kontekście jednej choroby. Społeczeństwo kojarzy diabetyków z osobami otyłymi. To jest krzywdzące. Bo cukrzyca jest to heterogenna choroba i występuje jej kilkanaście odmian. Z kolei typ drugi jest najczęściej występującym w populacji i głównie u osób dorosłych. Stąd mogą brać się wszelkiego rodzaju stereotypy. Cukrzyca typu pierwszego dotyka głównie dzieci i nie wynika to z niezdrowego odżywania czy złych nawyków, jak w przypadku cukrzycy typu drugiego. Dziecko nie jest winne temu, że spotkała go ta choroba.

Informacja o tym, że dziecko jest chore na cukrzycę nie należy do najprzyjemniejszych i rodzicom trudno się z nią oswoić. – Gdy zdiagnozowano u Stasia cukrzycę, miał niespełna cztery lata. Nie miałem, wtedy zielonego pojęcia na temat cukrzycy. Byłem świadomy tylko tego, że jest to poważna choroba i wiążę się z podawaniem insuliny. Pojawił się ogromny stres i przerażenie związane z tym, co zaraz się wydarzy. Jednak szybko pojawiła się u nas aktywność fizyczna. Staś miał cztery lata, gdy nauczył się jeździć na rowerze na dwóch kołach. A początki dla wszystkich rodzin to jest kompletny dramat – wspomina Mikołaj Illukowicz.

Czy cukrzyca przeszkadza w uprawianiu sportu? “Słodka Polska” obala mity

3. „Weszło Junior na turnieju bez wyników. Obalamy mity! [KULISY]”

Decyzja PZPN-u o zniesieniu ewidencji wyników i tabel w ligach dziecięcych to był temat wokół którego zrobiło się bardzo głośno. Przeciwnicy tego rozwiązania nie mogą się do niego przekonać. Zapewne jest to spowodowane tym, że te osoby po prostu nie zdają sobie sprawy jak przebiegają turnieje bez wyników. Udaliśmy się do Starych Oborzysk, żeby sprawdzić jak w praktyce wyglądają rozgrywki „w nowym formacie”.

Turnieje towarzyskie bez ewidencji wyników i tabel to nic innego jak powrót do gry podwórkowej. Zapewne wielu z was grało kiedyś w piłkę z kolegami na podwórku, gdzie nie było sędziów, osób dorosłych, a i tak grało się po to, żeby pokonać przeciwników i spory rozwiązywało się na bieżąco.

I to samo było widać w Starych Oborzyskach. Gdy obserwowaliśmy z bliska te rozgrywki to przypomniały nam się czasy, kiedy codziennie grało się takie mecze na podwórku czy orliku. Można się uśmiechnąć, gdy zauważy się zachowania, które były też u nas widoczne podczas gry w dzieciństwie np. dyskusja o tym, kto powinien wznowić grę od autu: “nasza! to ty dotknąłeś ostatni” i odpowiedź: “nie, to od ciebie się odbiła”.

Nigdy nie unikniemy kontrowersji, nawet w momencie, gdy jest sędzia, a dzieci szybko dogadują się i ustalają, komu należy się stały fragment gry. Byliśmy świadkami jednej takiej sytuacji, gdzie dwóch zawodników dyskutowało o tym, kto powinien rozpocząć grę z boku boiska. Podbiegł do nich trzeci i powiedział: “nie Maciek, to ty dotknąłeś ostatni piłkę, im się należy aut”. I problem został szybko rozwiązany.

Czy brak sędziego i protokołów meczowych spowodował, że dzieci przestały liczyć wyniki? Nie, dalej żyją rywalizacją i każdym kolejnym meczem, bo chcą wygrywać. I to też było widać na tym turnieju. Urocza była jedna z wymian zdań między zawodnikami podczas meczu:

– Ile strzeliliście goli? – pyta jeden z chłopców.

– Dwa – odpowiada kolega z drużyny przeciwnej.

– O! My też dwa, więc jest remis, musimy strzelić jeszcze jedną bramkę – mówił z podekscytowaniem zawodnik.

Ta sytuacja jasno pokazuje, jak dzieci podchodzą do takiego meczu, nie liczą nawet wyniku… a tylko swoje gole. Jednak, gdy obie drużyny dowiedziały się, że jest remis to od razu był widoczny zryw i jeszcze większe zaangażowanie, żeby zdobyć zwycięskiego gola.

Weszło Junior na turnieju bez wyników. Obalamy mity! [KULISY]

2. „Kim jest Paweł Grycmann, nowy dyrektor Szkoły Trenerów PZPN?”

Studiował z Arturem Skowronkiem, w dorosłą piłkę wprowadzał braci Mak, jako młodzian znalazł się w sztabie reprezentacji Polski do lat 15, a jego książki podbiły trenerski rynek w Polsce. Choć zdrowie nie pozwoliło mu na grę na najwyższym poziomie, wdrapał się na niego w totalnie niekonwencjonalny sposób. I to w wieku zaledwie 37 lat. Kim jest Paweł Grycmann, nowy dyrektor Szkoły Trenerów PZPN?

– Co wyróżnia mojego syna? Pracowitość i ambicja – mówi nam Maria Grycmann, matka nowego dyrektora Szkoły Trenerów PZPN. – Tak, jest bardzo ambitny i pracowity. Nikt mu nie dał nic za darmo. Powiem panu, że to, co on osiągnął, zawdzięcza wyłącznie swojej pracy. Napisał dwie książki, a od sześciu lat jeździ po całej Polsce – dodaje ojciec, Jerzy.

– Dowodem na to, że nowy dyrektor nie stoi w miejscu, są dwie książki, które wydał. Najnowsza, czyli „Rozumienie i nauczanie gry” jest względem pierwszej na drugim biegunie – uważa Paweł Kwiatkowski, koordynator Akademii Rozwoju Katowice.

Wojtasz: – Doceniam jego wkład w rozwój polskiej piłki. Jego publikacje są fundamentem jeśli chodzi o nowoczesne szkolenie w dzisiejszych czasach.

Kowalski: – Bardzo lubi się rozwijać, szuka nowych wyzwań. To jak najbardziej pozytywna postać – człowiek jeszcze stosunkowo młody, pełen zapału. Jest w stanie coś dobrego zrobić.

Zdrzałek: – Paweł od początku wyróżniał się tym, że szukał niekonwencjonalnych rozwiązań. Tłumaczył książki. Można powiedzieć, że pierwsze materiały, które się w Polsce pojawiały, przygotowywał on. Przeszedł drogę od środka treningowego takiego, jak kiedyś nas uczyli, do opcji rozumienia gry i przyznania się do tego, że pewne rzeczy robiło się wcześniej źle. On do tego doszedł na własną rękę, co zawsze podkreślał. Realizował kolejne kursy, pracował w PZPN-ie, jeździł na staże. To spowodowało, że on zaczął wszystko troszeczkę inaczej postrzegać i widział, co można jeszcze poprawić. Ten proces ciągłego nauczania i zdobywania wiedzy spowodował, że ciągle gonił, nie mógł się zatrzymać. W jego przypadku była uczelnia, potem szkoła, był nauczycielem. Z pewnych rzeczy zaczął też rezygnować i sfokusował się na tym, co dawało mu satysfakcję. Wszyscy trenerzy, którzy z nim współpracowali, stali się lepszymi właśnie przez to, że potrafił dzielić się wiedzą. Przez to, że mówił co było źle, co wymagało poprawy. To zaczęło działać bardzo szybko. Myślę, że na każdego z trenerów, z którym współpracował, wpłynął pod kątem postrzegania i rozumienia istoty piłki nożnej.

Mokry: – Grycmann jest człowiekiem nie tylko ambitnym, ale też sumiennym. Jeżeli zgłębia jakiś temat, studiuje go bardzo dogłębnie, nie po łebkach. Chciał zdobywać wiedzę z różnych źródeł. Po jego książkach widać, ile musiało trwać ich przygotowanie oraz analiza szczegółów, które później stworzyły całość. Lubiłem z nim rozmawiać na tematy piłkarskie, bo było widać, że Paweł, jako trener, z każdym rokiem się rozwija. To jest człowiek, który zawsze starał się i był przygotowany.

Więcej w załączniku

1. „Młody następca Cristiano Ronaldo”. Historia Dawida Hanca

To był najpopularniejszy reportaż w 2021 roku, jeśli mowa o portalu Weszło!. Czy zawsze najpopularniejszy = najlepszy? Nie, ale do tego chodnego tematu i postaci Dawida Hanca podeszliśmy nie szukając sensacji, ale z myślą poznania jego historii, którą nie miał okazji przedstawić na szerszą skalę. Oczywiście mowa o filmie, który powstał 9 lat temu,  “Młody następca Cristiano Ronaldo Dawid Hanc 10 lat?”, który na Youtubie uzbierał ponad 34 miliony wyświetleń.

Jaki wpływ na jego rozwój i dorastanie miał ten film? Czy odczuwał presję, że musi zostać profesjonalnym piłkarzem? Co robili rodzice, żeby Dawidowi nie odbiła “woda sodowa” do głowy? Jak reaguje na memy i komentarze na swój temat, które pojawiają się w sieci? Gdy nie wyjdzie w piłce nożnej to zostanie influencerem?

– Nie czułem presji ze strony rodziców, że muszę zostać piłkarzem, wręcz były studzone moje emocje przez tatę, gdzie mi powtarzał, że jeśli chcę profesjonalnie uprawiać ten sport to czeka mnie dużo pracy, wyrzeczeń itd. To było fajne, miałem sporo swobody i czułem wsparcie. Pamiętam taką sytuację, gdzie symulowałem ból brzucha, żeby nie pójść do szkoły. Tata to wyczuł, ale powiedział mi takie zdanie, które utkwiło mi w pamięci: “do szkoły możesz nie iść, ale na trening i tak pójdziesz”– opowiada z uśmiechem Dawid. – Bo wiedziałem, że na trening będziesz chciał iść, nawet jak nie pójdziesz do szkoły, dlatego tak powiedziałem – wtrąca w rozmowie ojciec.

Bardzo się cieszę, że ten film powstał. Gdybym mógł cofnąć czas to w momencie publikacji wideo i tak kliknąłbym “opublikuj”. Nie zmieniłbym tej decyzji. Dlatego, że dużo fajnych rzeczy się wydarzyło dzięki tej kompilacji. Wbrew pozorom więcej spotkało mnie pozytywnych sytuacji i komentarzy po publikacji filmu. Na turniejach podchodziło do mnie wiele osób i mi mówiło; “fajny filmik”, “na żywo też dobrze grasz w piłkę” itd. Najbardziej w pamięci utkwiły mi pozytywne rzeczy i one powodują, że częściej się uśmiecham – puentuje Hanc.

„Młody następca Cristiano Ronaldo”. Historia Dawida Hanca

ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. archiwum prywatne Dawida Hanca